sobota, 28 czerwca 2014

Koniec.

Nie spotkałam go przez kolejne parę dni. W szkole się nie pojawiał. Byłam obecna przy zachwytach Zo nowymi butami i Axelem, przy Leo, który opowiadał o namiętnej randce z panem gejem. Byłam obecna, ale nie świadoma co się wokół mnie dzieje. Czułam się jak schizofrenik udając, że jest przy innych uciekał daleko w bezkres swoich myśli i słabości.
- Mała, nie miałem okazji z tobą pogadać - zaczął Axel.
- Hmm?
- Straciłaś dziewictwo, gratuluję - brat mocno mnie przytulił. - Nie wiem kto u ciebie był, ale od razu ci mówię, jak teraz się zmyje albo cię zrani to ja go zranię i do końca życia będzie pamiętał rodzeństwo Brown! - Uderzył się w pierś.
- Jak to straciłam dziewictwo? - Uniosłam brew.
- No, było was słychać w całym domu - uśmiechnął się pod nosem. - Mama mnie obudziła żebym go pogonił, ale uspokoiłem ją i poszła dalej spać - puścił oko.
- Mama wie?! - Otworzyłam szeroko oczy. - Ojciec też?
- Co się dziwić, te wasze dzikie pląsy po nocach mi się będą śnić - roześmiał się. - Nawet ja i Cass się tak nie zachowujemy. - Spojrzał na moją czerwoną twarz po czym podrapał się po brodzie. - Zdradzisz swojemu kochanemu braciszkowi kto to był?
- Już to pewnie wiesz - mruknęłam.
- Nie! - Roześmiał się. - Nie powiesz mi, że się pogodziliście!
- Tak wyszło - wzruszyłam ramionami.
- Halo? Kevin, to ty? - Rozpromieniony trajkotał do telefonu. - Kurna, koleś gratuluję ci! Nie zasnę przez te wieści!
- Nie, nie z Kevinem - zaczęłam machać przed jego nosem. - To nie Kevin, debilu!
- Muszę kończyć, siema! - Rozłączył się nie patrząc na telefon. - To kto to był?
Odwróciłam zmieszana wzrok czując jak łzy napływają mi do oczu.
- Nolan - kiwnęłam szybko głową.
Otarłam zbłąkaną łzę i skierowałam się do wyjścia kawiarni.
- Czekaj! - Axel szybko mnie dogonił. - To czemu jesteś smutna? Zakochałaś się w nim, on w tobie też to musiało być wspaniale...
- Bo było, ale potem się pokłóciliśmy.. - Westchnęłam.
- Znowu?
- Nieważne, nie chcę teraz o tym gadać - wyminęłam go i ruszyłam do domu.
W milczeniu szłam i szłam nie zwracając na nic uwagi. Od kilku dni nie myślałam o niczym innym tylko o słowach Nolana.Wypadek zabrał, wypadek zwróci. To bez sensu. Czy nie miał jakiejś depresji albo stresu pourazowego? Był mały to może odbywało się to wszystko inaczej, a teraz po prostu jest tak załamany, że nie ma innego wyjścia i chwyta się wszystkiego co mu pomoże? Pod domem nie stał żaden samochód, ani mamy ani taty. Podejrzane, zawsze któreś z nich było w domu.
Wyciągnęłam telefon komórkowy i przeklęłam się w duchu za głupotę, nie włączyłam telefonu po wyjściu ze szkoły. Raz, dwa, trzy, cztery, pięć. Pięć nieodebranych połączeń. Jedno od Nolana, cztery od mamy. Co jest? Wykręciłam numer chłopaka.
Cześć, tu Nolan. Robię coś ciekawszego więc daj znać czego chcesz, może odsłucham tego potem.
- Cholera! - Zaklęłam. - Mamo? Hej! - Mina mi zrzedła - płakała. - Co się stało? Który szpital? Już jadę!
Biegłam ile sił w nogach. Co się do cholery działo?! To jakiś ponury żart?! Boże, proszę cię żeby nie chodziło o Nolana! Proszę cię, łkałam. Proszę! Nigdy cię o nic nie proszę, ten jeden raz mnie wysłuchaj, proszę!
Po piętnastu minutach byłam już pod drzwiami z napisem INTENSYWNA TERAPIA, ostatni raz się pomodliłam i w niebieskim fartuchu przekroczyłam próg. Dotarłam do taty, mamy i Jill, które siedziały z zaczerwienionymi oczami, a tata usiłował być twardy, nie wychodziło mu to, ale się starał być choć takim wsparciem dla kobiet.
- Co się stało? - Zapytałam zdyszana.
- Był wypadek - załkała mama.
- Axelowi coś się stało?! - Wybuchłam. - Gdzie on jest? - Zaczęłam się rozglądać i zatrzymałam się widząc przed sobą oszklone drzwi, za którymi leżał chłopak, zupełnie nie podobny do prawdziwego siebie. Twarz i ciało miał zabandażowane, a noga i ręka podniesione pod różnymi kontami.
- Jak jest źle?
- Uderzył głową o kierownicę - wyszeptała Jill. - Zadzwonili do mnie z pogotowia.
Nagle nastała ciemność. Nic już się nie liczyło tylko ta ogarniająca mnie ciemność, zaciskająca się na mnie jak wąż próbujący udusić mnie i pożreć. To był koniec. Mnie już nie ma...

wtorek, 24 czerwca 2014

Nowości.

- Historia lubi się powtarzać - uśmiechnęłam się w ciemność.
- Jak to? - Nolan mocniej się do mnie przytulił.
- Dziesięć lat temu spaliśmy w tym pokoju - roześmiałam się.
- Z tego co wiem nie śpimy w tej chwili.
- A powinniśmy, za dwie godziny muszę wstawać i się szykować do szkoły, a rodzice nieważne jak bardzo cię lubią to nie będą zachwyceni jak zobaczą cię wychodzącego z mojego pokoju.
- Nie martw się nie długo stąd pójdę, choć jak tak bardzo chcesz już się zmyję - zaczął się podnosić. - Widocznie nie jestem tu mile widziany - mruknął z niezadowoleniem.
Przyciągnęłam go do siebie lekko całując w usta.
- Masz tu zostać - zarządziłam.
- Jak chcesz - uśmiechnął się przygarniając mnie do siebie. - A tak poza tym to nie tylko z wytłumaczeniami tu przyszedłem, ale idealnie potrafisz zaćmić moją zdolność myślenia.
- Po co przyszedłeś? - Stałam się czujna.
- Chyba wiem jak odzyskać pamięć.
Poderwałam się na nogi zapominając, że nadal jestem naga i z podłogi podniosłam bluzkę, którą szybko na siebie założyłam. Usiadłam po turecku na przeciwko Nolana czekając na dalszą część.
- Więc? - Ponagliłam go.
- Straciłem ją w wypadku, to może odzyskam w wypadku - uśmiechnął się triumfująco.
- Nawet o tym nie myśl - mina całkowicie mi zrzedła.
- Za późno - uśmiechnął się.
- Co ty chcesz zrobić? - Zapytałam z nadzieją, że jednak blefuje.
- Delikatnie wjechać w mur? Wpaść pod samochód? Coś w ten deseń. Wszystko będzie ukartowane i przemyślane. Nie chcę się zabić tylko spowodować nawrót pamięci.
- Ty jesteś głupi?! - Wybuchłam. - Chwała ci kretynie, że nie chcesz się zabić, ale pewnie to zrobisz całkowicie nie świadomy. Wykorzystałeś mnie... - Jęknęłam kuląc się w sobie. - Powinieneś już stąd iść - z bólem go poinformowałam.
- Leslie, to nic osobistego. Wyjdę ze szpitala i wszystko się ułoży będę cię pamiętać z teraźniejszości i z przeszłości - chciał mnie pogłaskać, ale uchyliłam się i stanęłam przy oknie.
- Nic osobistego?! Nie chcę cię znowu stracić!
- Nie stracisz tylko zyskasz! Będę taki jak dawniej, będę pamiętać!
- Idź już - otworzyłam okno nadal stojąc do niego tyłem. Łzy płynęły już po moich rozgrzanych policzkach. Nie może mi tego zrobić! Nie może mi tego znowu zrobić.... - Do zobaczenia.
- Leslie - wyszeptał oplatając mnie rękami. - Proszę...
- Nie dotykaj mnie.

sobota, 21 czerwca 2014

Granice.

- Dobra, koniec tego - odetchnęłam gryząc go w język.
Nolan szybko złapał się za usta, a jego wzrok stał się wyraźniejszy.
- Przepraszam - wyszeptał.
- Masz za co - założyłam ręce na piersi. - Zamknę teraz drzwi i jeśli jesteś na tyle trzeźwy i świadomy widzę cię za pięć minut u mnie w pokoju - krzywo się uśmiechnęłam.
- Jak..
- Coś wymyślisz - odparłam zamykając mu drzwi przed nosem.
Co ja robię?! Co ja najlepszego wyprawiam?! Całować to on jednak potrafi, marzyłam o tym od kiedy pierwszy raz pojawił się w moim domu. Od kiedy minęło kilka okazji do tego pocałunku. Jest totalnie zalany, ale świadomość z jaką mnie całował mogła być zazdroszczona.
- Idę spać! - Krzyknęłam.
- Dobranoc!
Wbiegłam do łazienki zanurzając głowę pod zimny strumień. Jak dobrze! Zarzuciłam na siebie jakiś podkoszulek Axela przesiąknięty jego zapachem.
Cicho weszłam do pokoju i stałam tam przez jakąś chwilę odwrócona w stronę drzwi. Już tu jest czy jeszcze nie? Pięć minut chyba już minęło. Powoli obróciłam się i zastał mnie widok drzemającego Nolana.
- Budź się! - Wskoczyłam mu na plecy uważając by nic mu nie zrobić.
- Nie śpię - poderwał się zrzucając mnie z siebie.
- Spałeś - zachichotałam. Rozsiadłam się wygodnie na łóżku nie zwracając uwagi na zachłanny wzrok chłopaka. - Słucham.
Usiadł na podłodze chowając twarz w dłoniach.
- Cassidy.
- Tak ona - uśmiechnęłam się.
- Nie przerywaj mi - warknął na co aż podskoczyłam. - Ona, to znaczy my zbliżyliśmy się do siebie i słyszałem, że to zołza, ale ja nie oceniam ludzi. No i zaprzyjaźniliśmy się trochę - przyznał. - Nie wiedziałem, że będziesz w tym klubie, gdybym wiedział nigdy nie zgodziłbym się...
- Na co?
- Prosiła mnie o przysługę niezobowiązującą żadnego nas. Po prostu mieliśmy odstawić scenę. Jej był chłopak miał być wtedy na imprezie. Nie chciał jej zostawić w spokoju i naprawdę żal mi się jej zrobiło gdy mi o tym opowiadała. Zgodziłem się - krzywo się uśmiechnął. - Gdy cię zobaczyłem w środku od razu jej powiedziałem, że to koniec z graniem, po prostu się bawiliśmy. I w sumie dobrze wyszło, bo widział nas przed klubem i sobie odpuścił. Nie spuszczałem cię z oczu, a jak cię zobaczyłem z tym klaunem szlag mnie trafił...
- To była tylko przysługa? - Mruknęłam odwracając zmieszana wzrok. Jak mogłam być tak głupia, ale co innego mogłam pomyśleć? Zostaje jeszcze opcja, że kłamie, ale znam go i nie miał w zwyczaju zmyślania. - To prawda?
- Stuprocentowa - przyznał. - Nie chciałem żebyś się złościła za zwykłą pomoc dlatego ci wysłałem te kwiaty żebyś pamiętała o moich uczuciach do ciebie i żebyś im zawierzyła. Liczyłem, że zadzwonisz, ale telefon pozostawał głuchy - westchnął. - A potem...
- A potem usłyszałeś jak mówiłam, że kocham Leo - kiwnął głową.
- Co teraz?
- Powinieneś pójść do domu i wytrzeźwieć przed szkołą - poradziłam.
- Nie - pokręcił głową podchodząc do mnie. - Powiedz mi o czym myślisz - nakazał opadając na łóżko tuż obok mnie. - Powiedz mi... - Wyszeptał tuż obok mojego ucha lekko je muskając ustami.
- Nie wiem co myśleć - przyznałam szeptem. - Nie wiem, broniłam się przed tobą od czasu twojego powrotu, ale nie wiem co teraz - powiedziałam.
Nolan lekko oparł swoje czoło o moje i już wiedziałam co chcę powiedzieć. Wiedziałam już wszystko spoglądając w jego niebieskie oczy widząc gęste rzęsy okalające te dwie głębiny. Gubiłam się w nich. Byłam jego. Wiedziałam to od zawsze, byliśmy stworzeni dla siebie.
- Pocałuj mnie - wyszeptałam spoglądając na jego pełne usta.
- Jesteś tego pewna? - Zapytał muskając ustami moje.
Po całym moim ciele przeszły dreszcze. Pragnęłam go. Teraz. Nie czekając dłużej na jego ruch chwyciłam jego usta w uścisk i puścić nie chciałam. Delikatnie odwzajemnił mój pocałunek głaszcząc mnie po mokrych włosach. Badałam jego klatkę piersiową, na której odznaczały się mięśnie. Dotarłam do końca jego T-shirtu i raptownie się zatrzymałam. Co my najlepszego wyprawiamy?
- Wszystko w porządku? - Zapytał.
- W jak najlepszym - uśmiechnęłam się nadal z zamkniętymi oczami. Podniosłam się odrobinę dotykając jego ust i w tej samej chwili podnosząc jego koszulkę. Pieprzyć granice! - Czekaj! - Zerwałam się z łóżka brutalnie go z siebie zrzucając.
- Co jest?
- Światło się pali, mama zaraz przyleci - szybko zgasiłam uniemożliwiając w ten sposób mamie kontrolę. - Nie wstanę rano - jęknęłam siadając okrakiem na chłopaku.
- Mogę sobie pójść, a ty się wyśpisz - uśmiechnął się zadziornie.
- Mogłeś w ogóle nie przychodzić - spojrzałam na jego nagi tors po czym zerknęłam na swoją koszulkę. - No, mogłeś - uśmiechnęłam się.
- Ale jak już tu jestem to mogłabyś w końcu oddać Axelowi koszulkę - pociągnął mnie za nią na siebie wywołując cichy chichot. Po chwili leżała już na ziemi, a my byliśmy bardziej zajęci sobą niż bałaganem, którym będę się martwić jutro. -Kocham cię - wyszeptał całując mój obojczyk posuwając się co raz niżej.
- Często to ostatnio powtarzasz - roześmiałam się gdy delikatnie całował mnie po brzuchu wywołując ekstazę w moim wnętrzu.
Podniósł delikatnie głowę, a w jego oczach ujrzałam spragnienie widoczne w ciemności. Chciał więcej, a ja lekkim kiwnięciem głowy mu na to pozwoliłam.
- Też cię kocham - wyszeptałam gdy kolejna garderoba lądowała na podłodze.

wtorek, 17 czerwca 2014

Burza.

- Dobra, koniec tych całych uników - Zoey naglącym wzrokiem rozkazała mi usiąść. - Wiem, że jesteś niezależna i ze wszystkim sobie radzisz, ale nic nie rozumiem, a jako twoja przyjaciółka domagam się wyjaśnień co się dzieje w tej pięknej główce.
Siedziałam wpatrzona beznamiętnym wzrokiem w głębokie oczy przyjaciółki.
- Nie wiem o czym mówisz, jest wszystko okey - wzruszyłam ramionami. Wszystko we mnie skakało by opowiedzieć Zoey wszystko co wydarzyło się przez ostatnie parę dni. Wychodzi na to, że nie udało mi się grać normalnej Leslie. Jak już powiedziałam, wraz z przyjazdem Nolana uciekła stąd marchewka.  - Nic się nie zmieniło, nic mnie nie wyprowadza z równowagi- nigdy. - Uśmiechnęłam się triumfalnie.
- Baju, baju, a ja jestem Księżną Kunegundą - dziewczyna stanowczo założyła ręce na piersi. - Nie okłamiesz mnie, znam cię nie od dziś i nigdy nie widziałam cię w takim stanie. Leslie, którą znałam wyparowała, a ta osoba siedząca przede mną nie jest moją przyjaciółką, jest kimś obcym - smutno odparła. - Jest kimś obcym, który nie ufa i nie rozmawia co jej siedzi na sercu. Jest kimś komu nie zależy na kontakcie ze mną, bo jestem jej równie obca - wydukała ze łzami w oczach.
- To się nazywa szantaż emocjonalny - wytknęłam.
- Udało mi się? - Roześmiała się na głos.
- Nie - zapewniłam.
- W sumie, wszystko co ci powiedziałam było prawdą, bo tak czuję, a w przyjaźni trzeba mówić prawdę, nie sądzisz?
- Sądzę, Zo - potwierdziłam skinięciem głowy. - Naprawdę przepraszam jeśli poczułaś się niepotrzebna. Doceniam to wszystko, ale moje życie strasznie się skomplikowało w ostatnim czasie.
- Nie - hardo odpowiedziała. - To ty sobie je komplikujesz i nie chcesz tych k.omplikacji podzielić na dwie osoby.
Spojrzałam w okno gdzie życie toczyło się dalej. Zupełnie nieznani sobie ludzie uśmiechali się do siebie lub patrzyli wilkiem bez żadnego powodu. W każdym z nich szalała burza, która była wyłącznie ich burzą. Każda z nich powodowała grzmoty i pioruny, które były kolejnym niepotrzebnym problemem do rozwiązania. Dla niektórych burza jest przyjemna, tak jak świt brzydszy od zachodu, ci ludzie mają łagodne burze spowodowane ze szczęścia. Innych burze są mocne niczym huragany i wyniszczały ich powoli od środka. Jestem tym drugim typem, od niedawna bo od niedawna, ale jednak.
- Leslie, nie ignoruj mnie - jęknęła zdesperowana Zo.
- Przepraszam.
- Mówisz to już trzeci raz, ale naprawdę jest ci przykro czy mówisz to tylko dlatego żebym dała ci spokój? - Złapała mnie za ręce. - Spójrz na mnie.
- I to i to - smutno się uśmiechnęłam.
- Tracę nadzieję, w to wszystko - wyszeptała Zoey. - Kocham cię, ale nie chcę się zastanawiać co robisz i czy przypadkiem mnie nie potrzebujesz, bo znając twoją skromną osobę nie poprosisz o pomoc.
- Zoey proszę cię... - Gdy teraz myślałam nad wszystkim uznałam, że to nic złego wtajemniczyć Zo w moje myśli. Ufałam jej bezgranicznie, mogłam na nią liczyć w każdej sytuacji, a nie zginie od tej tajnej historii, która wcale nie była tajna. - Chcesz wszystko wiedzieć? - Skinęłam krótko głową nie spuszczając ze mnie wzroku. - Nolan kiedyś już tu mieszkał. Wrócił tu po dziesięciu latach nieobecności.
- Jak to? - Zdziwiła się.
- No tak. Pewnego dnia po prostu wyjechał z mamą, a mnie zostawił. Byliśmy nierozłączni. Jego babcia mówiła, że jesteśmy małżeństwem - uśmiechnęłam się.
- Ale on się zachowywał jakby pierwszy raz na oczy cię ujrzał.
- Bo w sumie tak też było - wzruszyłam ramionami. - Miał wypadek i stracił pamięć. Wrócili tu żeby mógł sobie przypomnieć swoją przeszłość, oczywiście z moją pomocą - gorzko przyznałam.
- A teraz jesteście w sumie zakochani i nienawidzicie się wzajemnie - podsumowała.
- Nie jestem w nim zakochana! - Zaprzeczyłam.
Zoey zmierzyła mnie swoim słynnym wzrokiem mówiącym, że nie z nią te numery.
- Jednak nie powiedziałaś, że on w tobie nie - uśmiechnęła się.
- Och, no tak - zarumieniłam się. - Wczoraj jak Nolan wyniósł mnie z klubu wyznał, że mnie kocha.
- Szczęściara - rozmarzyła się.
- Co w tym takiego jest?
- Jesteś niedostępna, a tu nagle pojawia się takie ciacho i od razu na ciebie leci, a ja od kilku lat wysyłam sygnały Axelowi i zero odzewu - podparła głowę na ręce patrząc w przestrzeń. - Zawsze z tą swoją Cass - odparła z widoczną niechęcią.
- Porzygam się zaraz - mruknęłam.
- Nie zaprzeczysz, że Axel jest przystojny - założyła ręce na piersi.
- No nie, jest całkiem niezły, ale dziewczyno, on pierdział do słoików! - Roześmiałam się.
- Jak byłam młodsza też robiłam głupie rzeczy - ratowała się.
- To było dwa lata temu - zgasiłam Zoey. - Znajdź sobie kogoś lepszego, proszę cię.
- Nie moja wina, że go kocham - zarumieniła się.
- Co?! - Zakrztusiłam się kawą. - Jak to kochasz? To ogromne słowo, a to tylko Axel.
- Kocham go, ważne jest dla mnie jego szczęście, a jeśli ja nim nie jestem to trudno, w końcu się z tym pogodzę - wzruszyła smutno ramionami.
Spojrzałam w szklane oczy Zoey. Wiedziała co mówi. To uczucie miała wypisane na twarzy, w tych smutnych oczach i w każdym calu skóry. Kochała go, kochała mojego brata.
- Cześć dziewczyny! - Koło Zo usiadł Axel.
- Hej - przewróciłam oczami.
- Cześć - zaszczebiotała już uśmiechnięta Zoey.
- Co tam?
- Nic, właśnie muszę lecieć umówiłam się z Leo - uśmiechnęłam się przepraszająco. - Fajnie, że przyszedłeś, dotrzymasz jej towarzystwa? Bo ja wyrodna przyjaciółka - puściłam w jej stronę oko. - Muszę ją zostawić - uśmiechnęłam się do nich.
- Spoko - Axel wygodnie się rozsiadł na krześle obok Zo zarzucając jej ramię na drugie krzesło.
- Daj znać co u Leo, ok? - Uśmiechnęła się. - Szkoda, że nie mogę iść z wami - udała, że naprawdę jej przykro.
Może się jej poszczęści, choć nie życzę źle Axelowi. Kocham ich i chcę ich szczęścia, smutne jest jednak to, że to szczęście będzie tylko z jednej strony..
- Hej, Leo - uśmiechnęłam się do telefonu na dźwięk ciepłego głosu przyjaciela. - Chcesz do mnie wpaść? Mam popcorn i nowy sezon Skins!
Leo kochał ten serial, nikomu się nie zdradził, ale na kilometr było czuć, że podoba mu się Maxxie z pierwszej generacji. Od zawsze był w niego wpatrzony jak w obrazek!
- To super - uśmiechnęłam się pod nosem. - Za półgodziny? Ok. Pa! - Schowałam komórkę do kieszeni spodni i biegiem ruszyłam do domu.
- Wróciłam! - Cicho zamknęłam za sobą drzwi.
- W tej chwili chodź do kuchni! - Zażądała mama.
- Już - mruknęłam. - Co je..
Przed mamą leżał ogromny bukiet kwiatów z trzech tuzinów róż. Czerwonych róż!
- Od kogo to? - Uśmiechnęłam się.
- Sama mi powiedz - kiwnęła w stronę kwiatów.
- Jak to? - Zdziwiłam się.
- Kurier przywiózł je pół godziny temu dla pani Leslie Brown i zaśpiewał jakąś słabą balladę miłosną, żebyś widziała jak się zarumienił jak się zorientował, że nie jestem tobą - uśmiechnęła się najwyraźniej zadowolona z siebie.
- Jest jakiś liścik? - Kiwnęła krótko głową wyciągając w moją stronę karteczkę. - Pamiętaj o tym...
Zero podpisu. O czym miałam pamiętać?
- Leslie powiedz mi, że nie robisz niczego głupiego - wyszeptała mam.
- Na przykład? - Tępo zapytałam.
- No wiesz - spuściła głowę lekko zmieszana. - Galerianki i te sprawy.. L, nie sprzedajesz się?
- O Boże! Nie! - Wybuchłam. - Mamo, jak możesz?!
- Przepraszam, ale zdziwiło mnie to.
Poczułam jak powietrze ze mnie wyparowuje. Brzęczyk smsa lekko mnie ocucił, usiadłam na krześle otwierając wiadomość.
Pamiętaj...
- Szlag!
- Co jest? - Zapytała zmartwiona mama.
- To od Nolana - warknęłam rzucając telefonem na stół.

niedziela, 15 czerwca 2014

Ciekawie się zapowiada.

- Obejrzyjmy znowu pierwszą generację - jęknął zawiedziony trzecią generacją Leo. - Nie dziwię się, że Mini jest w ciąży jak się puszcza na prawo i lewo, Alex za to był fajny. Rozsądny, miły...
- Przystojny - roześmiałam się na co Leo oblał się czerwonym rumieńcem.
- To też - krzywo się uśmiechnął. - Włączmy pierwszą generację!
- Nie, obejrzymy tych kretynów. Strasznie szkoda mi Richa - jęknęłam. - Zmarnował się chłopak. Ale gdyby nie Franky to Grace by żyła... No nic - wzruszyłam ramionami biorąc do ust garść popcornu.
- L, telefon do ciebie - do pokoju weszła mama ciepło uśmiechając się do Leo.
- Kto to? - Wymamrotałam z pełną buzią.
- Dziecko, opanuj się - powiedziała zniesmaczona mama.
- Co ty on mógłby to jeszcze zjeść - roześmiałam się.
- Jesteś obrzydliwa - warknął Leo.
- Też cię kocham - uścisnęłam go specjalnie mlaszcząc tuż obok jego ucha.
- Dobra, masz ten telefon - podała mi słuchawkę.
- Halo? - Mruknęłam między kolejnymi kęsami.
Cisza. Jeśli ktoś po tamtej stronie był już go nie ma. Rozłączył się albo mamie szwankuje słuch.
- Czekaj chwile - wstałam kierując się w stronę kuchni.
Ktoś próbuje mnie nastraszyć? O co chodzi..
- Mamo? Kto dzwonił? - Zapytałam siadając do stołu. - Już się rozłączył jak się odezwałam.
- To dość dziwne - mama zmierzyła mnie dziwnym wzrokiem. - Dzwonił Nolan. Podobno się do niego nie odzywasz.
Zaklęłam w duchu swoją głupotę. Jak mogłam nie pomyśleć, że nadal będzie chciał się ze mną skontaktować. Może i zachowuję się szczeniacko, ale nic nie mogę poradzić na tę sytuacji. Buzuje we mnie tyle emocji, że chwilami nie można z tym wytrzymać. W jednej chwili go nienawidzę i nie chcę go znać, a zaraz pajam do niego mnóstwem pozytywnych uczuć.
- Tak wyszło - wzruszyłam ramionami.
- Coś się między wami wydarzyło? - Zapytała.
- Nie, to znaczy tak, ale to nic - uśmiechnęłam się.
- Jeśli się do niego nie odzywasz to chyba to nie jest nic - zmierzyła mnie zaniepokojonym wzrokiem.
- Wyznał mi miłość - zdradziłam.
- I co w tym złego? - Roześmiała się.
- To, że półgodziny przed tym obściskiwał się z największą zołzą w szkole - warknęłam i wyszłam z kuchni.
- Gadałaś z nim?
Nie i nie zamierzam. Od zawsze mama była przyjaciółką, z którą mogłam porozmawiać o prawie wszystkich moich problemach. Zazwyczaj podchodziła do wszystkiego sceptycznie, teraz jednak wkurzyła mnie swoją małostkowością.
- Leo! Co żeś zrobił? - Westchnęłam wskazując na ekran gdzie tańczył Maxxie. - Nie było mnie dwie minuty.
- Starczyło by zmienić płytę - odparł zadowolony ze swojej przebiegłości. - Pierwsza generacje bije wszystkie na głowę!
- Zgadzam się, ale nie polegam na jednej osobie, tak jak to właśnie robisz! - Roześmiałam się.
- To już chyba nie jest tajemnica, że jestem homo - uśmiechnął się na widok mojej miny. - Ale to nie znaczy, że nie mogę marzyć.
- Marzenia są dla idiotów karmiących się nadzieją.
- Trudno - wzruszył ramionami na co wybuchłam radosnym śmiechem.
- A jak tam z Markiem?
- Co ma być? - Zapytał nie odwracając wzroku od telewizora.
- Przecież lecisz na niego i to ostro - uśmiechnęłam się.
- On jest hetero i z tego co zauważyłem to ty mu się podobasz.
- Co ty niemożliwe! - Wybuchłam, lecz na wspomnienie maślanego wzroku chłopaka parę dni wcześniej pod szkołą, nie byłam już taka tego pewna. - No cóż... - Westchnęłam. - A poznałeś kogoś interesującego swojej orientacji?
- No, w takim klubie - oczy mu się zaświeciły gdy spojrzał w moją stronę.
- Gejowski klub? - Zapytałam unosząc brew.
- Zgadłaś! Nazywa się Killian - rozmarzył się. - Przystojny, idealnie zbudowany i w głowie też coś ma...
- Czekaj! - Roześmiałam się. - Jak to dobrze zbudowany? Skąd wiesz?
- Ach, tak podejrzewam - czerwień oblała całą jego twarz.
- O jacie! Pieprzyliście się? - Zapytałam rozpromieniona. - To coś poważnego?
- Chyba tak, mówił, że nie szuka jednorazowej przygody tylko chce prawdziwego związku - uśmiechnął się.
- Jeju, niech wam będzie jak najlepiej, Leo! - Roześmiana przytuliłam nadal czerwonego przyjaciela.
Leo zakochany, Axel też, Nolan ma Cassidy, a ja i Zoey nadal jesteśmy zdesperowanymi singielkami. Rodzice chyba wykrakali, że jak mam szczęście w kartach to nieszczęście w miłości. Tragedia!
- Halo? Tak u Leslie. No dobra już idę - westchnął Leo. - No już idę nie panikuj! - Zatrzasnął telefon. - L, muszę iść matka marudzi, że jest północ.
- W porządku - uśmiechnęłam się. - Odprowadzę cię do drzwi.
- Dzięki za ten wieczór. Ostatnio czułem się trochę zepchnięty na dalszy plan - wyznał.
- Przepraszam - skuliłam się w sobie. - Dużo się teraz na mnie zwalił i...
- Spoko, nie martw się - uśmiechnął się pocieszająco. - To do jutra! Pa! Do widzenia pani Brown!
- Cześć Lio! - Odkrzyknęła mama z kuchni.
- To hej - mocno mnie uścisnął.
- Cześć - otworzyłam mu drzwi za którymi siedział nie to inny, a Nolan.
- Mamy do pogadania - wydukał zupełnie innym głosem niż zazwyczaj.
- Nie wydaje mi się - mruknęłam zamykając drzwi.
W mgnieniu oka chłopak przeszkodził w tej czynności swoją stopą. Dłońmi lekko dotknął głowy jakby go niewyobrażalnie bolała.
- Musimy! Musimy pogadać! - Chwycił mnie za ramiona dmuchając mi w twarz odorem alkoholu. - Kocham cię dziewczyno! Nie zmienisz tego!
- Leslie, kto to?! - Dobiegł mnie głos mamy.
- Nikt! - Odkrzyknęłam. - Jesteś kompletnie zalany i nie.. - nie dokończyłam czując na ustach okropny smak alkoholu, który pozostał na ustach Nolana.

Zaaaapraszam Was na oczekiwanie-na-cud.blogspot.com  moj nowy blog na ktorym mam nadzieje rowniez sie pojawicie ;)

sobota, 14 czerwca 2014

Rodzina.

- Jak to nie mogę się z nim zobaczyć?! Jestem jego siostrą!
- Przykro mi, nie ma pani dokumentów - stanowczo odparła kobieta siedząca za kontuarem.
- Po co mi dokumenty jeśli wiem jak się nazywam!
- Jedynie rodzice mogą go zobaczyć, ale niestety nie chciał podać nam swojego nazwiska ani ich numeru.
- Kurwa.
- Wyrażaj się - burknęła kobieta.
- Kiedy będzie mógł stąd wyjść?
- Za dwadzieścia cztery godziny - beznamiętnie odparła.
Totalnie wspaniały wieczór. Do klubu pewnie nie będę miała wstępu przez Axela i Nolana, osobnik płci męskiej, na którego jestem okropnie zła, wyznał mi miłość, a Axel ten skretyniały idiota siedzi w więzieniu, a niedługo wrócą rodzice. Co ja mam robić?! Czasami mam wrażenie, że to ja jestem ta starsza. Oczywiście kocham go i jestem mu ogromnie wdzięczna, że stanął w mojej obronie już ęty raz, ale jestem tak nabuzowana, że mogłabym go teraz rozszarpać.
Zrezygnowana opadłam na ławkę przed komisariatem chowając głowę w dłoniach. Rodzice nas zabiją. Po pierwsze nie mogliśmy nigdzie wychodzić, a po drugie to miejsce. Zabronią nam jakiegokolwiek wyjścia. Dożywotnie więzienie. Roześmiałam się na głos, na tę absurdalną myśl. Co za ironia.
- Jak się czujesz? - Nolan usiadł kawałek dalej dając mi odrobinę oddechu.
- Jak gówno - burknęłam. - Mam czerwony policzek?
- Nie widzę, jest ciemno.
Przesunęłam się odrobinę bliżej co okazało się błędem. Poczułam jego perfumy i ciepło jego ciała.
- Odrobinę - wychrypiał. Odchrząknął. - Tak, masz czerwony.
- Nie za dobrze - westchnęłam. - Nie mogę zadzwonić po rodziców, zabiliby nas.
Milczenie ciągnęło sie w nieskończoność. Czułam jak napięcie wzrasta i to w nieciekawy sposób.
- Zadzwońmy po moją mamę - zaproponował.
- Po Jill? Pogięło cię? Przecież zadzwoni do mojej mamy.
- Nie zadzwoni - mrugnął wyciągajac telefon.
Zna swoją mamę najlepiej, ale czy na tyle, że jest pewien że nie zadzwoni? Komisariat to jednak poważna sprawa i to za pobicie. Tym bardziej, ze Axel to jej drugi syn tak jak i ja druga córka.
- Załatwione - odparł zadowolony z siebie.
Wzruszyłam ramionami odchylając się na ławce. Jak to fajnie byłoby polecieć daleko stąd. Dostać skrzydła i uciec ile tylko miałabym w nich siły. Ptaki to chyba najinteligentniejsze zwierzęta. W każdej chwili mogą zniknąć. Wyczuwają problem i uciekają tam gdzie będzie im najlepiej. Dlaczego nie mogę zrobić tak jak one? Wróciłabym za kilka lat. Zero Nolana podczas dorastania więc zero problemu tak jak to było przed paroma dniami. Przed jego przyjazdem moje życie było ułożone i szczerze powiedziawszy szczęśliwe. Dopiero od pojawienia się chłopaka popadam w niepokój i różnego rodzaju załamania. Nie jestem pewna kolejnego dnia. Może powinnam pogadać z tatą?
- Leslie.
- Hm? - Oprzytomniałam.
- Pytałem co ci odbiło w tym klubie - cicho zapytał.
- Jak to?
- No to całe ocieranie się o niego..
- Nie wiem o czym mówisz - spaliłam się.
Nolan głęboko westchnął nie kontynuując dalszej rozmowy. Całe szczęście, że był to środek nocy i nie widział mojej zaróżowionej twarzy. Co miałam mu powiedzieć? Chciałam wzbudzić w tobie zazdrość, tak jak ty to robiłeś mi? To by było żałosne.
- Przyjechała - odparł machając w stronę śnieżnobiałego auta, które wyraźnie odznaczało się w ciemnościach.
- Co się stało? - Podbiegła zaspana Jill.
- Axel pobił chłopaka, który... który uderzył Leslie - bez zająknięcia poinformował mamę.
- Ojej, biedna! Nic ci się nie stało? - Uważnie na mnie spojrzała.
- Nie, lekko zaczerwieniony policzek, ale na tym obrażenia się kończą. No może jeszcze prócz urażonej dumy i godności - uśmiechnęłam się wzruszając ramionami. - Nie zadzwonisz do mamy?
- A nie wolałabyś żeby oni zajęli się tym suk.. To znaczy chłopakiem?
- Nie, wolałabym nie - cicho zachichotałam.
- Jak uważasz - uśmiechnęła się. - Dobra, gdzie on jest?
Mama Nolana pewnym krokiem wparowała na komisariat z miną mówiącą żeby nikt jej nie wchodził w drogę. Dobra aktoreczka.
- Gdzie jest mój syn?! Jakim prawem go przetrzymujecie?! - Zła oparła się o kontuar.
- Dotkliwie pobił pracownika klubu więc właściciel miał prawo powiadomić nas o tym - kobieta odparła beznamiętnie.
- Tak, oczywiście, że miał prawo, ale njeletnia niemalże została zgwałcona i uderzona przez tego pracownika.  Co jest karalne.
- Nie mamy dowodów - uśmiechnęła się.
- Gówno prawda - Jill zmęczona potarła czoło. - Przyprowadźcie tu mojego syna.

***
- Pieprzone psy! - Z komisariatu wypadł wkurzony Axel. - Wisisz mi ogromną przysługę! - Wytknął palcem Nolana. - Gdyby nie ty, nie byłoby nas tu!
- Sorry. Naprawdę przepraszam, ale sam chciałeś to dokończyć - uśmiechnął się pod nosem.
- No było odjazdowo - podleciał do Nolana przybijając mu piątkę.
- Zwolnijcie, jak to Axel dokończył robotę? - Zdziwiła się Jill. - Nolan?
- No tak, bo to ja zacząłem bić tego typa - zaczerwienił się. - Ale tylko dlatego, że uderzył Leslie.
- Nolanie Patrick'u Carry! Jesteś uziemiony na najbliższe pięćdziesiąt lat!
- Daj spokój mamo - jęknął.
- Wracamy? - Zapytałam całkowicie wymęczona. - To była długa noc.
- Jestem za - objął mnie okropnie spocony Axel.
- Śmierdzisz - jęknęłam.
- To wąchaj - roześmiał się.

wtorek, 10 czerwca 2014

Niebezpieczny obrót wydarzeń.

- Nie gap się tak na nich - szturchnęła mnie Zo.
Obrzuciłam ją morderczym spojrzeniem i znowu odwróciłam wzrok na Nolana, który pod ścianą obściskiwał się z Cassidy. Zacisnęłam pięści powstrzymując się przed wydarciem się na całą ulicę. Dlaczego tak reaguję? On nie jest kimś ważnym, wyjątkowym. To tylko Nolan, niech się bawi od tego jest młodość. Mimo tego czułam jak złość się we mnie burzy co raz bardziej, gdyby nie Zoey która pociągnęła mnie do bramki przed klubem rzuciłabym się na nich.
- Puść mnie - szybko wyrwałam się z krępującego uścisku.
- Spokojnie! Pamiętasz? Idziemy się bawić!
- Straciłam ochotę i zapał - mruknęłam.
- Hej! - Zo flirciarsko zamrugała rzęsami.
- Dokumenty - mruknął ochroniarz.
- Pierwszy raz ktoś nas o to pyta - roześmiała się.
- Nie ma dokumentów nie wchodzicie - przewrócił oczami.
Każdego wieczoru pewnie goni stąd miliony licealistów i znudziło mu się bawienie w różne gierki.
- One są z nami - Axel zarzucił nam ręce na ramiona.
- Axel, zapomnij - mruknął nasz oprawca.
Mój brat wyciągnął stu dolarowy banknot i włożył mu do tylnej kieszeni spodni.
- Ćśś - wyszeptał ochroniarzowi do ucha. - Idziemy!
- Daruj sobie - westchnęłam.
- Uśmiechnij się, wybawisz się dziś za wszystkie czasy!
- Miałeś iść do Cassie - przypomniałam.
- Ale przyszliśmy tu - uśmiechnął się.
- Skąd wie... Zo! Na cholerę żeś go tu sprowadzała?
- Żeby dał popalić temu kretynowi - spaliła się na twarzy.
- Mam was dość - wyminęłam ich i podeszłam do baru.
Po co oni chcą coś załatwiać jak on nic mi nie zrobił. Jest prawie dorosły (choć do tyłu dziesięć lat) może obracać sobie każdą pindę, a mnie to nie obchodzi. Dam mu popalić, chytrze się uśmiechnęłam. Złość i żal z każdą sekundą coraz bardziej rosną w rozpalonym wnętrzu, wystarczy jeszcze tylko jedna kropelka oleju, a smok wybuchnie.
- W czym mogę pomóc, ślicznotko? - Zapytał przystojny barman.
- W tańcu? - Słodko zapytałam kreśląc niewidoczne znaki na blacie.
- Em, przykro mi - podrapał się zmieszany po głowie. - Pracuję.
- Nie znajdziesz chwilki? - Przechyliłam zaniepokojona głowę.
Przerzuciłam włosy na plecy lekko odsłaniając ciało w ciekawym ubiorze. Jak na zawołanie chłopak zjechał wzrokiem na sam dół mojej sylwetki.
- Ile ty dziewczyno masz lat? - Uśmiechnął się.
Gestem przywołałam go żeby się nachylił.
- Ta noc jest moja. Nic nie ma znaczenia, a tym bardziej wiek... Ani czyny - uśmiechnęłam się.
Chłopak uśmiechnął się rozglądając się zakłopotany próbując ukryć rumieniec na twarzy.
- Mark! - Krzyknął na zaplecze. - Zastąpisz mnie na piętnaście minut?!
- Pewnie! Ale ani sekundy dłużej! - Odkrzyknął ktoś z pomieszczenia za barem.
- Zatańczy pani ze mną? - Lekko się ukłonił wystawiając dłoń w zapraszającym geście.
Roześmiałam się i niepewnie stanęłam na parkiecie obejmowana przez przystojnego chłopaka. Kątem oka zauważyłam Nolana przyglądającego się naszej dwójce. Barman był prawie o półtora głowy wyższy ode mnie jednak w jego objęciach czułam się bardzo dobrze. To odstawimy mały teatrzyk. Lekko się uśmiechając odwróciłam się plecami do chłopaka i zaczęłam rytmicznie ruszać biodrami, jego ręce oplotły mnie w pasie mocniej przyciągając do siebie. Przymknęłam powieki i pozwoliłam nieść się muzyce. Po chwili poczułam delikatny dotyk na szyi z lekkością odchyliłam głowę zanim dotarło do mnie co się dzieje. Barman delikatnie lecz stanowczo całował mnie w miejsce tak delikatne, że aż cała zadrżałam z rozkoszy. Powoli się odwróciłam do chłopaka, któremu oczy błyszczały z podniecenia. Mocno przywarłam do jego ust zatapiając całą złość w ten jeden, długi pocałunek. Czułam jego język delikatnie oplatający mój własny. Nim się zorientowałam jego dłonie powędrowały w dół mojej talii zatrzymując się dopiero przy granicy moich spodni delikatnie odsuwając materiał od mojego ciała. Odsunęłam się od niego delikatnie, lecz po chwili znowu mnie całował.
- Przecież tego chciałaś - zdyszany wyszeptał mi do ucha.
Spróbowałam kopnąć go w kroczę, ale byłam tak zakleszczona jego ramionami, że nie miałam żadnego pola manewru.
- Zostaw mnie - wymamrotałam spomiędzy jego ust.
Cicho się zaśmiał, ale nadal nie przestawał napierać na moje wargi.
Nikt na nas nie zwracał uwagi, wyglądaliśmy jak normalna para obściskująca się na parkiecie, nie obchodziło ich to co robimy.
Ugryzłam go z całej siły w wargę co spowodowało, że odskoczył ode mnie jak oparzony.
- Ty dziwko! - Warknął, a z jego ust sączyła się ciemna krew.
Światła zniekształciły koloryt i wyglądał jakby po brodzie ciekła mu smoła czarna jak noc.
Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę wyjścia, gdy nagle poczułam ostre szarpnięcie za łokieć.
- Nigdzie stąd nie pójdziesz.
- Zakład? - Szybko wyrwałam się z uścisku.
Nic się już nie liczyło, poczułam ogromne ciepło na policzku aż się lekko zachwiałam. Uderzył mnie. Ten sukinsyn mnie uderzył! Nic się już nie działo, nic do mnie nie docierało, słyszałam stłumione dźwięki walki. Nie obchodziło mnie kto się bije, ani po co. Odpłynęłam.

- Leslie, proszę cię obudź się - zachrypnięty głos co chwilę powtarzał to samo. - Proszę cię.
Lekko uniosłam powieki, było ciemno. Przestraszona wyskoczyłam do przodu uderzając o dach samochodu. Całą twarz mi pulsowała, a głowa nie przestawała boleć. Spojrzałam na osobę siedzącą obok mnie.
- Nolan - wyszeptałam.
Poczułam jego ciepłą dłoń na policzku, przechyliłam twarz by wtopić się w ten wspaniały dotyk. Chłopak delikatnie głaskał mnie po policzku nic nie mówiąc. Moglibyśmy siedzieć tak godzinami. STOP! W jednej chwili podniosłam głowę, a oczy przeistoczyły się w małe szparki.
Cassidy i Nolan. Klub. Cassidy i Nolan!
- Zostaw mnie - odepchnęłam go i próbując wygramolić się z pojazdu omal nie wywróciłam się na ulicę.
- Leslie, nie jesteś w stanie wrócić do domu, choć odwiozę cię.
- Zadzwonię po Axela.
- Axel ci teraz nie pomoże.
- Jak to? - Zmierzyłam go nieufnym spojrzeniem.
- Jest na komisariacie - cicho odparł.
Walka. Klub. To Axel napadł na tego kolesia. A teraz siedzi przeze mnie - przez moją głupotę.
- Pobił tego kolesia - oznajmiłam nieobecna.
- Nie. Ja go pobiłem, ale Axel powiedział żebym cię zabrał i dokończył obijanie tej parszywej mordy za mnie. Co za szkoda, zabiłbym go.
- Co ci zależy? - Warknęłam.
W milczeniu patrzył na mnie nieodgadnionym spojrzeniem. Otworzył i zamknął usta chcąc coś powiedzieć. Odwrócił zmieszany wzrok.
- Bo cię kocham - wyszeptał.

sobota, 7 czerwca 2014

Noc jest jeszcze młoda.

- Zapomnij - ironicznie się roześmiałam.
- Serio, idziemy się bawić, ale najpierw opowiesz mi co się stało - delikatnie mnie pociągnęła na kanapę.
Rumieniec wypłynął na moją twarz, a w oczach pojawiły się łzy.
- Nie ma o czym mówić - ucięłam dalszą konwersację.
- Czyli chodzi o nowego - wzruszyła ramionami lekko mnie obejmując. - Właśnie dlatego idziemy się dziś zabawić - wyszeptała mi do ucha.
- Przekonałaś mnie - roześmiałam się ocierając zbłąkaną łzę.
- Idziemy się szykować - wykrzyknęła szczęśliwa Zo podnosząc do góry dwie butelki nalewki jej dziadka.
- Ja nie piję, wiesz o tym - przypomniałam jej.
- Wiem - szczęśliwa puściła oko.
Nie znoszę smaku alkoholu od czasu wielkiej, wakacyjnej imprezy nad jeziorem, gdy to starsi uczniowie bawili się na ostatniej libacji alkoholowej przed maturą. Jako siostra najpopularniejszego chłopaka mogłam w niej uczestniczyć iż nikt nie wydusiłby słowa protestu w obawie o swoje zdrowie fizyczne - psychiczne w sumie też. Wracając do tej feralnej imprezy, grupka studentów, która wkręciła się na imprezę, upatrzyła sobie ofiarę "niewinnej zabawy", którą byłam ja. Wiedziałam czym kończą się pijackie imprezy gówniarzy i nie raz byłam przestrzegana przez swoich rodziców, a Axel musiał ich błagać miesiącami żebym poszła. Zostałam bestialsko upita i prawie zgwałcona, gdyby nie mój brat, który wraz z Kevinem rzucił się na grupkę osiłków śliniących się na pijaną szesnastolatkę. Mimo wszystko Axel dostał okropny ochrzan, a ja szlaban na wakacyjny wyjazd z Zo i Leo. Tak się kończy, gdy wierzysz w każde miłe słówko zachlanym palantom.
- Ziemia do L! - Wykrzyknęła Zoey.
- No?
- Od pięciu minut opowiadam ci jakim Lukowic jest cwelem, a ty posiadasz mnie w odbycie - powiedziała z wyrzutem.
- Znowu przyszłaś na w-f w szpilkach? - Przewróciłam oczami.
- Tak - uśmiechnęła się. - Ale na niższym obcasie niż zwykle.
- A zdajesz sobie sprawę, że na w-f musisz mieć po pierwsze obuwie zmienne, a po drugie trampki, bez obcasa! - Zo podniosła rękę, chcąc coś powiedzieć, lecz uciszyłam ją jednym machnięciem. -  Te szmaciane nike na koturnie się nie liczą!
- Czepiasz się - cicho zachichotała Zo.
- Tak jak Lukowic - wybuchłam śmiechem. - Szkoła to wyrzeczenia, kochana.
- Dobra, koniec. Ubieramy się - klasnęła w dłonie.
Wyciągnęłam czarny, wyszywany cekinami top. Dałam za niego górę pieniędzy, a tylko dlatego bo się uparłam na niego. Założyłam go chyba tylko dwa razy.
- Nie - odparła Zoey.
- Co, nie?
- Ściągaj to! - Zarządziła spomiędzy materiału swojej obcisłej sukienki. - Boże, jakie to obcisłe. Ah! - Jęknęła wynurzając się na powierzchnię ubrania.
- To co mam na siebie założyć, mądralo? - Oparłam ręce na biodrach.
Zoey chwilę szperała w swojej torbie by po chwili rzucić we mnie ubraniami, jeśli tak można je nazwać.
- Plus moje nowe cudeńka - wyciągnęła wysokie, czarne szpilki ze srebrnymi ćwiekami na pięcie. Ucałowała ich czubki i wyciągnęła je w moją stronę ze zbolałą miną. - Tylko uważaj na nie.
- Piękne są - szeroko się uśmiechnęłam. - Ale te ciuchy są beznadziejne. Nie mój styl.
- Zakładasz to i koniec kropka!
- Nie, założę kwiecisty gorset, moje nowe, ultra obcisłe spodnie i twoje nowe cudeńka - przewróciłam oczami.
- Idź ty! - Machnęła ręką. - L!!!
- To nie koniec świata!
- Właśnie, że tak! - Wykrzyknęła. - Skąd ty je masz?! - Podniosła do góry czarne botki na koturnie ze srebrnym, ale strasznie delikatnym zameczkiem i butelkowozieloną platformą.
Pamiętam ten dzień, w którym dostałam te buty. Axel kupił mi je na czternaste urodziny, gdy to również stałam się kobietą. Śmiał się z moich pierwszych, nieudolnych kroków na obcasach, cud, że ich nie złamałam. Były dla mnie za wysokie i za duże o prawie dwa rozmiary. Mama uznała, że założę je na specjalną okazję jaką będzie pierwsza randka z wyjątkowym chłopakiem, a Axel, że również stanę w nich w sypialni tego szczęściarza. Nic z ich planów nie wypaliło, iż z mojej ślicznej główki wyparowały te prześliczne botki.
- L! Nie wkurzaj mnie!
- No co? - Jęknęłam.
- Wglądasz jakbyś miała te buty schrupać. Wiem, że są boskie, ale nie dam ci ich zjeść - przytuliła je mocno do siebie.
- Możesz je sobie wziąć - uśmiechnęłam się. - Axel je wybierał - dodałam.
- Wiedziałam, że on to jednak ktoś. Nie dość, że przystojny to jeszcze ma tak wspaniały gust - rozmarzyła się.
- Dobra, koniec bo się porzygam. Niestety nadal pozostaje moim bratem!
- Wiem, wiem - westchnęła. - Ale może kiedyś...
- Trzymam kciuki - zaczęłam delikatnie nakładać fioletową szminkę robiąc komiczne miny do lustra. - Gdzie się wybieramy?
- Kiss and Fly - szeroko się uśmiechnęła.
Zamarłam. Kiss and Fly to jeden z najlepszych klubów w tym mieście. Nie dość, że kilometrowa kolejka to jeszcze niepełnoletni mogli zapomnieć o zabawie.
- Ty jesteś niedorozwinięta? Nie wpuszczą nas.
- Wpuszczą - słodko się uśmiechnęła.
- Ty pierwsza podejdziesz, nie mam zamiaru robić z siebie kretynki - ostrzegłam dość poważnym tonem.
W środku jednak skakałam z radości. Będę tańczyć na jednym z lepszych parkietów w NY!
- Gotowa? - Zapytała podekscytowana Zoey.
Stanęła tuż obok mnie przed ogromnym lustrem podziwiając nasze wspaniałe twarzyczki. Szkoda, że Nolan nie może nas, to znaczy mnie zobaczyć w takim stroju. Co ma Cassidy czego ja nie mam?
- Uśmiechnij się, piękna - Zo delikatnie ujęła moje policzki palcami wskazującymi imitując uśmiech.
Mimo, że nie miałam na to ochoty pociągnęłam kąciki ust jak najwyżej potrafiłam.
- Nie jest on szczery, ale pod koniec dzisiejszej nocy będzie prawdziwszy niż kiedykolwiek - zapewniła. - Noc jest jeszcze młoda! - Wykrzyknęła zbiegając na dół podnosząc już prawie pustą butelkę nalewki.


Zapraszam na mojego nowego bloga!
oczekiwanie-na-cud.blogspot.com

środa, 4 czerwca 2014

Babski wieczór.

- Zo, kochana Zo - zaczęłam z udawanym entuzjazmem.
- Czego chcesz? - podejrzliwie zapytała.
- Czy ja zawsze muszę czegoś chcieć? - Jęknęłam. - Musisz niszczyć chwilę, w której mówię jaka jesteś wspaniała?
- O nie, nie, nie - roześmiała mi się do słuchawki. - Mów i to już.
- Co powiesz na babski wieczorek?
Przez krzyk, który wydobył się zapewne z ust Zoey omal ucho mi nie odpadło.
- Co się stało? - Jęknęłam.
- Nic - zachichotała. - To był krzyk szczęścia plus odtańczony taniec zwycięstwa! Nigdy nie mogłam cię na coś takiego namówić - przewróciłam oczami. - Pidżama party i te sprawy.. Coś ty! Nigdy z L, a tu co? - Trajkotała Zo.
- Dobra, dobra skończ już - roześmiałam się. - Nie martw się to się już więcej nie powtórzy.
- Nudna jesteś - jęknęła.
- Już to słyszałam - pocieszyłam moją kochaną przyjaciółkę.
- Wezmę jakieś nalewki.
- Nie! - Krzyknęłam do telefonu, w którym nastała głucha cisza. - Szlag!
- Wyrażaj się młoda damo - spojrzałam na kręcącą z dezaprobatą głową kobietę.
- Wolny kraj - mruknęłam pod nosem.
Bądź za 15 minut u mnie w domu, rodziców nie ma, a Axel to nie problem ;-)
- Wysłane - uśmiechnęłam się.
Dumnie uniosłam głowę i w prawie dobrym humorze skierowałam się do domu. Myśli jednak nie pozwoliły o sobie zapomnieć. Nolan, kochany Nolan... Co on robił z tą wredną suką u siebie w domu? Nie żebym była zazdrosna, ale co oni robili? Może próbował ją nauczyć innych słów niż  ja  ? Wrednie się uśmiechnęłam. Dopisać do listy kolejny powód do nienawidzenia Cassidy Clark.
- Less, to ty?! - Z góry dobiegł mnie głos Axela.
- A kto inny, deklu - mruknęłam.
- Byłaś u niego? - Oparł się nonszalancko o framugę drzwi.
- No - mruknęłam nastawiając sobie kubek gorącej herbaty.
- I? - Uśmiechnął się pewnie zadowolony z siebie, że kazał mi pójść i wytłumaczyć wszystko z Nolanem.
- Była u niego Cassidy - oparłam się dłońmi o zlew nie patrząc bratu w twarz. Czułam jak łzy uderzają mi do oczu.
Axel głośno nabrał powietrza zatrzymując je głęboko w płucach.
- L?
- Zo do mnie przyjdzie, zostawisz mi dół? - Z nadzieją zapytałam.
- Pewnie, mała - delikatnie pomasował mi plecy. - I tak wychodzę.
- Gdzie?
- Do Cass, chcesz żebym został?
- Nie, idź - uśmiechnęłam się.
- To ja wychodzę, Słońce - niechętnie mnie puścił jakby bał się, że się rozpadnę na miliony kawałeczków. - Kocham cię.
- Ja ciebie też - poczułam jak łzy spływają mi po policzkach.
Otępiała rzuciłam się na łóżko zagłębiając się w miękkiej, pachnącej pościeli. Głośno wypuściłam powietrze by nie krzyczeć na całe gardło. Trudno, niech się bawi z Cassidy, ja nie zawiniłam. To on pochopnie mnie ocenił. To idealny dowód, że w tym zadufanym, super, mega przystojnym i pewnym siebie chłopaku nie ma kszty mojej Neli.
- Trudno - wyszeptałam.
Szybko zsunęłam z siebie rzeczy obładowane przeżyciami dzisiejszego dnia i czym prędzej wrzuciłam je do pralki. Nie chciałam na nie patrzeć. Zresztą i tak nigdy nie lubiłam tej bluzki, to było oczywiste, że coś się dzisiaj wydarzy. Coś nie dobrego.. I co? Bam! I jest katastrofa.
Do drzwi już zaczęła dobijać się niecierpliwa Zoey. Przewróciłam oczami i wiążąc włosy skierowałam się do przedpokoju.
- W końcu! Ileż można stać przed drzwiami! Dziewczyno czy ty jesteś spokrewniona w jakikolwiek sposób ze ślimakami? - Zrzuciła ogromną torbę z ramienia na schody. - Serio, czasami mam wrażenie, że twoje nogi to galareta, a za sobą zostawiasz śluz.
Zo od zawsze była w gorącej wodzie kąpana. Wszystko już, teraz, natychmiast. Byle szybko, nie wlecz się. Iść z nią na spokojny spacer to wyzwanie, nogi ją niosą jakby w tyłku miała motorek, gdyby szła wolniej to dostałaby nerwicy. Nie raz z nudy liczyłyśmy tip-topki idąc po krawężnikach. Po dwóch minutach Zoey już wykręcała palce i zaczynała się trząść.
- Ciebie też miło widzieć - wrednie się uśmiechnęłam.
- Zrobiłaś to specjalnie, zołzo!
- Ja? Niee - roześmiałam się.
- Suka.
- Hau, hau! - Uniosłam ręce w geście prośby niczym malutki psiak.
Zo ciężko opadła na kanapę.
- Co ty masz na sobie? - Sceptycznie zapytała.
Spojrzałam na siebie z góry i nie dostrzegłam niczego złego w krótkich, dżinsowych spodenkach i białej, haftowanej bluzce.
- Rzeczy? - Uniosłam brew.
- Idź się przebierz - jęknęła.
- Po co mam się przebrać na głupie pidżama party?
- Serio? Rodziców nie ma w domu i nie będą cię kontrolować, a ty chcesz przepuścić taką okazję na siedzenie przed telewizorem lub na bitwę na poduszki?
- A co ty chcesz niby robić?
- Idziemy na balety! - Podskoczyła figlarnie kręcąc tyłkiem.
- Zapomnij! - Warknęłam.
- Oj, nie, nie, nie. Kazałaś mi czekać pod domem - chytrze się uśmiechnęła.