środa, 4 czerwca 2014

Babski wieczór.

- Zo, kochana Zo - zaczęłam z udawanym entuzjazmem.
- Czego chcesz? - podejrzliwie zapytała.
- Czy ja zawsze muszę czegoś chcieć? - Jęknęłam. - Musisz niszczyć chwilę, w której mówię jaka jesteś wspaniała?
- O nie, nie, nie - roześmiała mi się do słuchawki. - Mów i to już.
- Co powiesz na babski wieczorek?
Przez krzyk, który wydobył się zapewne z ust Zoey omal ucho mi nie odpadło.
- Co się stało? - Jęknęłam.
- Nic - zachichotała. - To był krzyk szczęścia plus odtańczony taniec zwycięstwa! Nigdy nie mogłam cię na coś takiego namówić - przewróciłam oczami. - Pidżama party i te sprawy.. Coś ty! Nigdy z L, a tu co? - Trajkotała Zo.
- Dobra, dobra skończ już - roześmiałam się. - Nie martw się to się już więcej nie powtórzy.
- Nudna jesteś - jęknęła.
- Już to słyszałam - pocieszyłam moją kochaną przyjaciółkę.
- Wezmę jakieś nalewki.
- Nie! - Krzyknęłam do telefonu, w którym nastała głucha cisza. - Szlag!
- Wyrażaj się młoda damo - spojrzałam na kręcącą z dezaprobatą głową kobietę.
- Wolny kraj - mruknęłam pod nosem.
Bądź za 15 minut u mnie w domu, rodziców nie ma, a Axel to nie problem ;-)
- Wysłane - uśmiechnęłam się.
Dumnie uniosłam głowę i w prawie dobrym humorze skierowałam się do domu. Myśli jednak nie pozwoliły o sobie zapomnieć. Nolan, kochany Nolan... Co on robił z tą wredną suką u siebie w domu? Nie żebym była zazdrosna, ale co oni robili? Może próbował ją nauczyć innych słów niż  ja  ? Wrednie się uśmiechnęłam. Dopisać do listy kolejny powód do nienawidzenia Cassidy Clark.
- Less, to ty?! - Z góry dobiegł mnie głos Axela.
- A kto inny, deklu - mruknęłam.
- Byłaś u niego? - Oparł się nonszalancko o framugę drzwi.
- No - mruknęłam nastawiając sobie kubek gorącej herbaty.
- I? - Uśmiechnął się pewnie zadowolony z siebie, że kazał mi pójść i wytłumaczyć wszystko z Nolanem.
- Była u niego Cassidy - oparłam się dłońmi o zlew nie patrząc bratu w twarz. Czułam jak łzy uderzają mi do oczu.
Axel głośno nabrał powietrza zatrzymując je głęboko w płucach.
- L?
- Zo do mnie przyjdzie, zostawisz mi dół? - Z nadzieją zapytałam.
- Pewnie, mała - delikatnie pomasował mi plecy. - I tak wychodzę.
- Gdzie?
- Do Cass, chcesz żebym został?
- Nie, idź - uśmiechnęłam się.
- To ja wychodzę, Słońce - niechętnie mnie puścił jakby bał się, że się rozpadnę na miliony kawałeczków. - Kocham cię.
- Ja ciebie też - poczułam jak łzy spływają mi po policzkach.
Otępiała rzuciłam się na łóżko zagłębiając się w miękkiej, pachnącej pościeli. Głośno wypuściłam powietrze by nie krzyczeć na całe gardło. Trudno, niech się bawi z Cassidy, ja nie zawiniłam. To on pochopnie mnie ocenił. To idealny dowód, że w tym zadufanym, super, mega przystojnym i pewnym siebie chłopaku nie ma kszty mojej Neli.
- Trudno - wyszeptałam.
Szybko zsunęłam z siebie rzeczy obładowane przeżyciami dzisiejszego dnia i czym prędzej wrzuciłam je do pralki. Nie chciałam na nie patrzeć. Zresztą i tak nigdy nie lubiłam tej bluzki, to było oczywiste, że coś się dzisiaj wydarzy. Coś nie dobrego.. I co? Bam! I jest katastrofa.
Do drzwi już zaczęła dobijać się niecierpliwa Zoey. Przewróciłam oczami i wiążąc włosy skierowałam się do przedpokoju.
- W końcu! Ileż można stać przed drzwiami! Dziewczyno czy ty jesteś spokrewniona w jakikolwiek sposób ze ślimakami? - Zrzuciła ogromną torbę z ramienia na schody. - Serio, czasami mam wrażenie, że twoje nogi to galareta, a za sobą zostawiasz śluz.
Zo od zawsze była w gorącej wodzie kąpana. Wszystko już, teraz, natychmiast. Byle szybko, nie wlecz się. Iść z nią na spokojny spacer to wyzwanie, nogi ją niosą jakby w tyłku miała motorek, gdyby szła wolniej to dostałaby nerwicy. Nie raz z nudy liczyłyśmy tip-topki idąc po krawężnikach. Po dwóch minutach Zoey już wykręcała palce i zaczynała się trząść.
- Ciebie też miło widzieć - wrednie się uśmiechnęłam.
- Zrobiłaś to specjalnie, zołzo!
- Ja? Niee - roześmiałam się.
- Suka.
- Hau, hau! - Uniosłam ręce w geście prośby niczym malutki psiak.
Zo ciężko opadła na kanapę.
- Co ty masz na sobie? - Sceptycznie zapytała.
Spojrzałam na siebie z góry i nie dostrzegłam niczego złego w krótkich, dżinsowych spodenkach i białej, haftowanej bluzce.
- Rzeczy? - Uniosłam brew.
- Idź się przebierz - jęknęła.
- Po co mam się przebrać na głupie pidżama party?
- Serio? Rodziców nie ma w domu i nie będą cię kontrolować, a ty chcesz przepuścić taką okazję na siedzenie przed telewizorem lub na bitwę na poduszki?
- A co ty chcesz niby robić?
- Idziemy na balety! - Podskoczyła figlarnie kręcąc tyłkiem.
- Zapomnij! - Warknęłam.
- Oj, nie, nie, nie. Kazałaś mi czekać pod domem - chytrze się uśmiechnęła.

2 komentarze:

  1. Jak ja kocham Zo! W gorącej wodzie kąpana, roztrzepana, niecierpliwa, ale szalenie sympatyczna. I coś czuję, że Leslie nie oprze się jej darowi przekonywania i domowa impreza ustąpi miejsca baletom ;) I dobrze! L potrzebuje chwili rozrywki po tych ciężkich przeżyciach z Nolanem i Kevinem.
    Jak już mówiłam - kocham Axela! Wydaje się być takim opiekuńczym, kochanym braciszkiem. Też chcę ;(
    Oj, coś widzę, że nasza bohaterka staje się coraz bardziej zazdrosna. Ale to dobrze - widać, że zależy jej na Neli i to nie tylko jak na przyjacielu ;)
    Uczył ją innych słów niż 'ja'? ALE TY WREDNA JESTEŚ! Normalnie, kocham Cię xD
    Jezu, ale ja pierniczę... Do następnego, pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Też bym z chęcią urządziła sobie taki babski wieczór z przyjaciółką.
    Coś czuję, że jeżeli Zo i Less wybiorą się na jakąś imprezę spotkają tam Nolana. Obym się myliła...
    Fajny taki kochający braciszek. Ale już przyzwyczaiłam się do bycia jedynaczką.
    Zoey to tak, jakbym widziała swoją matkę. Jak jej nie otworzysz drzwi 2 sekundy po tym, jak zadzwoni dzwonkiem to już masz opierdziel. No nic taki lajf.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń