- Dobra, koniec tych całych uników - Zoey naglącym wzrokiem rozkazała mi usiąść. - Wiem, że jesteś niezależna i ze wszystkim sobie radzisz, ale nic nie rozumiem, a jako twoja przyjaciółka domagam się wyjaśnień co się dzieje w tej pięknej główce.
Siedziałam wpatrzona beznamiętnym wzrokiem w głębokie oczy przyjaciółki.
- Nie wiem o czym mówisz, jest wszystko okey - wzruszyłam ramionami. Wszystko we mnie skakało by opowiedzieć Zoey wszystko co wydarzyło się przez ostatnie parę dni. Wychodzi na to, że nie udało mi się grać normalnej Leslie. Jak już powiedziałam, wraz z przyjazdem Nolana uciekła stąd marchewka. - Nic się nie zmieniło, nic mnie nie wyprowadza z równowagi- nigdy. - Uśmiechnęłam się triumfalnie.
- Baju, baju, a ja jestem Księżną Kunegundą - dziewczyna stanowczo założyła ręce na piersi. - Nie okłamiesz mnie, znam cię nie od dziś i nigdy nie widziałam cię w takim stanie. Leslie, którą znałam wyparowała, a ta osoba siedząca przede mną nie jest moją przyjaciółką, jest kimś obcym - smutno odparła. - Jest kimś obcym, który nie ufa i nie rozmawia co jej siedzi na sercu. Jest kimś komu nie zależy na kontakcie ze mną, bo jestem jej równie obca - wydukała ze łzami w oczach.
- To się nazywa szantaż emocjonalny - wytknęłam.
- Udało mi się? - Roześmiała się na głos.
- Nie - zapewniłam.
- W sumie, wszystko co ci powiedziałam było prawdą, bo tak czuję, a w przyjaźni trzeba mówić prawdę, nie sądzisz?
- Sądzę, Zo - potwierdziłam skinięciem głowy. - Naprawdę przepraszam jeśli poczułaś się niepotrzebna. Doceniam to wszystko, ale moje życie strasznie się skomplikowało w ostatnim czasie.
- Nie - hardo odpowiedziała. - To ty sobie je komplikujesz i nie chcesz tych k.omplikacji podzielić na dwie osoby.
Spojrzałam w okno gdzie życie toczyło się dalej. Zupełnie nieznani sobie ludzie uśmiechali się do siebie lub patrzyli wilkiem bez żadnego powodu. W każdym z nich szalała burza, która była wyłącznie ich burzą. Każda z nich powodowała grzmoty i pioruny, które były kolejnym niepotrzebnym problemem do rozwiązania. Dla niektórych burza jest przyjemna, tak jak świt brzydszy od zachodu, ci ludzie mają łagodne burze spowodowane ze szczęścia. Innych burze są mocne niczym huragany i wyniszczały ich powoli od środka. Jestem tym drugim typem, od niedawna bo od niedawna, ale jednak.
- Leslie, nie ignoruj mnie - jęknęła zdesperowana Zo.
- Przepraszam.
- Mówisz to już trzeci raz, ale naprawdę jest ci przykro czy mówisz to tylko dlatego żebym dała ci spokój? - Złapała mnie za ręce. - Spójrz na mnie.
- I to i to - smutno się uśmiechnęłam.
- Tracę nadzieję, w to wszystko - wyszeptała Zoey. - Kocham cię, ale nie chcę się zastanawiać co robisz i czy przypadkiem mnie nie potrzebujesz, bo znając twoją skromną osobę nie poprosisz o pomoc.
- Zoey proszę cię... - Gdy teraz myślałam nad wszystkim uznałam, że to nic złego wtajemniczyć Zo w moje myśli. Ufałam jej bezgranicznie, mogłam na nią liczyć w każdej sytuacji, a nie zginie od tej tajnej historii, która wcale nie była tajna. - Chcesz wszystko wiedzieć? - Skinęłam krótko głową nie spuszczając ze mnie wzroku. - Nolan kiedyś już tu mieszkał. Wrócił tu po dziesięciu latach nieobecności.
- Jak to? - Zdziwiła się.
- No tak. Pewnego dnia po prostu wyjechał z mamą, a mnie zostawił. Byliśmy nierozłączni. Jego babcia mówiła, że jesteśmy małżeństwem - uśmiechnęłam się.
- Ale on się zachowywał jakby pierwszy raz na oczy cię ujrzał.
- Bo w sumie tak też było - wzruszyłam ramionami. - Miał wypadek i stracił pamięć. Wrócili tu żeby mógł sobie przypomnieć swoją przeszłość, oczywiście z moją pomocą - gorzko przyznałam.
- A teraz jesteście w sumie zakochani i nienawidzicie się wzajemnie - podsumowała.
- Nie jestem w nim zakochana! - Zaprzeczyłam.
Zoey zmierzyła mnie swoim słynnym wzrokiem mówiącym, że nie z nią te numery.
- Jednak nie powiedziałaś, że on w tobie nie - uśmiechnęła się.
- Och, no tak - zarumieniłam się. - Wczoraj jak Nolan wyniósł mnie z klubu wyznał, że mnie kocha.
- Szczęściara - rozmarzyła się.
- Co w tym takiego jest?
- Jesteś niedostępna, a tu nagle pojawia się takie ciacho i od razu na ciebie leci, a ja od kilku lat wysyłam sygnały Axelowi i zero odzewu - podparła głowę na ręce patrząc w przestrzeń. - Zawsze z tą swoją Cass - odparła z widoczną niechęcią.
- Porzygam się zaraz - mruknęłam.
- Nie zaprzeczysz, że Axel jest przystojny - założyła ręce na piersi.
- No nie, jest całkiem niezły, ale dziewczyno, on pierdział do słoików! - Roześmiałam się.
- Jak byłam młodsza też robiłam głupie rzeczy - ratowała się.
- To było dwa lata temu - zgasiłam Zoey. - Znajdź sobie kogoś lepszego, proszę cię.
- Nie moja wina, że go kocham - zarumieniła się.
- Co?! - Zakrztusiłam się kawą. - Jak to kochasz? To ogromne słowo, a to tylko Axel.
- Kocham go, ważne jest dla mnie jego szczęście, a jeśli ja nim nie jestem to trudno, w końcu się z tym pogodzę - wzruszyła smutno ramionami.
Spojrzałam w szklane oczy Zoey. Wiedziała co mówi. To uczucie miała wypisane na twarzy, w tych smutnych oczach i w każdym calu skóry. Kochała go, kochała mojego brata.
- Cześć dziewczyny! - Koło Zo usiadł Axel.
- Hej - przewróciłam oczami.
- Cześć - zaszczebiotała już uśmiechnięta Zoey.
- Co tam?
- Nic, właśnie muszę lecieć umówiłam się z Leo - uśmiechnęłam się przepraszająco. - Fajnie, że przyszedłeś, dotrzymasz jej towarzystwa? Bo ja wyrodna przyjaciółka - puściłam w jej stronę oko. - Muszę ją zostawić - uśmiechnęłam się do nich.
- Spoko - Axel wygodnie się rozsiadł na krześle obok Zo zarzucając jej ramię na drugie krzesło.
- Daj znać co u Leo, ok? - Uśmiechnęła się. - Szkoda, że nie mogę iść z wami - udała, że naprawdę jej przykro.
Może się jej poszczęści, choć nie życzę źle Axelowi. Kocham ich i chcę ich szczęścia, smutne jest jednak to, że to szczęście będzie tylko z jednej strony..
- Hej, Leo - uśmiechnęłam się do telefonu na dźwięk ciepłego głosu przyjaciela. - Chcesz do mnie wpaść? Mam popcorn i nowy sezon Skins!
Leo kochał ten serial, nikomu się nie zdradził, ale na kilometr było czuć, że podoba mu się Maxxie z pierwszej generacji. Od zawsze był w niego wpatrzony jak w obrazek!
- To super - uśmiechnęłam się pod nosem. - Za półgodziny? Ok. Pa! - Schowałam komórkę do kieszeni spodni i biegiem ruszyłam do domu.
- Wróciłam! - Cicho zamknęłam za sobą drzwi.
- W tej chwili chodź do kuchni! - Zażądała mama.
- Już - mruknęłam. - Co je..
Przed mamą leżał ogromny bukiet kwiatów z trzech tuzinów róż. Czerwonych róż!
- Od kogo to? - Uśmiechnęłam się.
- Sama mi powiedz - kiwnęła w stronę kwiatów.
- Jak to? - Zdziwiłam się.
- Kurier przywiózł je pół godziny temu dla pani Leslie Brown i zaśpiewał jakąś słabą balladę miłosną, żebyś widziała jak się zarumienił jak się zorientował, że nie jestem tobą - uśmiechnęła się najwyraźniej zadowolona z siebie.
- Jest jakiś liścik? - Kiwnęła krótko głową wyciągając w moją stronę karteczkę. - Pamiętaj o tym...
Zero podpisu. O czym miałam pamiętać?
- Leslie powiedz mi, że nie robisz niczego głupiego - wyszeptała mam.
- Na przykład? - Tępo zapytałam.
- No wiesz - spuściła głowę lekko zmieszana. - Galerianki i te sprawy.. L, nie sprzedajesz się?
- O Boże! Nie! - Wybuchłam. - Mamo, jak możesz?!
- Przepraszam, ale zdziwiło mnie to.
Poczułam jak powietrze ze mnie wyparowuje. Brzęczyk smsa lekko mnie ocucił, usiadłam na krześle otwierając wiadomość.
Pamiętaj...
- Szlag!
- Co jest? - Zapytała zmartwiona mama.
- To od Nolana - warknęłam rzucając telefonem na stół.
Zoey jest świetną przyjaciółką. Trochę mi jej szkoda, bo nieszczęśliwie się zakochała, a naprawdę zasługuje na miłość. Poza tym musiał ją zranić ten brak zaufania ze strony przyjaciółki. Leslie od wielu tygodni ukrywała prawdę. Właściwie nie rozumiem kompletnie, czemu to robiła, skoro ufa przyjaciółce, a na pewno łatwiej sobie radzić z problemami, kiedy ma się wsparcie, niż zmagać się ze wszystkim samemu.
OdpowiedzUsuńDziwne, że mamie dziewczyny do głowy przyszło, że jej córka może być galerianką. Przecież jest tyle innych logicznych wyjaśnień, które nie stawiają głównej bohaterki w złym świetle. Chociażby to prawdziwe i najbardziej oczywiste - że spodobała się jakiemuś koledze.
Jestem bardzo zadowolona z przemiany głównej bohaterki. Jeszcze kilka rozdziałów temu miałam ochotę dosłownie ją zamordować, bo zachowywała się dziecinnie i po prostu głupio. Teraz nie wzbudza już we mnie tyle agrasji, chociaż jeszcze daleko mi do tego, żebym ją uwielbiała. Może to taki pozytywny wpływ obecności w życiu Leslie Nolana...?
Pozdrawiam
koszmar-na-jawie
b-u-n-t
Nie spodziewałam się takiej dojrzałości ze strony Zoey. Choć uciekła się do szantażu emocjonalnego, kierowały nią szlachetne pobudki. Okazała się doskonałą przyjaciółką, ponieważ naprawdę przejęła się problemami Leslie, za wszelką cenę chciała jej pomóc oraz nie dała się zbyć banałami czy półprawdą...Czasem rzeczywiście ciężko jest zwerbalizować to, co nas trapi. Wtedy właśnie skarbem jest przyjaciel, który nie daje za wygraną.
OdpowiedzUsuńNajbardziej jednak zaskoczyło mnie jej podejście do Axela. Niewielu ludzi w tak młodym wieku jest w stanie zrozumieć, że prawdziwa miłość polega na nieustannym dążeniu do szczęścia drugiej osoby. A już w połowie tych pustych łbów nie mieści się, iż czasem - jeśli kochasz - musisz usunąć się w cień. Dlatego też Zoey znów podbiła moje serce! Żal mi jej jednak niemiłosiernie, ponieważ doskonale wiem, jak bardzo boli, gdy ktoś, na kim Ci zależy, zupełnie nie dostrzega Twojej obecności...
Matka zaskoczyła mnie zupełnie. Galerianka? Serio? Cóż, takie zamiast kwiatów wolałby nowy telefon... Wiem, że matka może martwić się o córkę, jednakże dlaczego ma o swojej córce tak kiepskie mniemanie? To niesamowicie przykre. Ja na miejscu L chyba wybuchnęłabym płaczem...
A Nolan stracił w moich oczach - przecież kwiaty są tak nudne i banalne...
Pozdrawiam!
Wiem, co czuje Zo. Ale to jeszcze nie jest najgorsze. Najgorsze jest to, jak pokochasz kogoś całym serduchem, kiedy ta osoba to Twój cały świat, a on nawet nie wie, że Ty istniejesz... :(
OdpowiedzUsuńDobrze, że L w końcu zdecydowała się opowiedzieć o wszystkim przyjaciółce. Jak się komuś wygadasz jest potem o wiele lepiej.
To, co powiedziała mama Leslie było przykre. Jak można tak pomyśleć o własnej córce?
Zgodzę się z Whatever, kwiaty są oklepane.
Pozdrawiam :)