piątek, 30 maja 2014

To bez znaczenia.

Nie wiem dlaczego stamtąd uciekłam. Może nie chciałam uwierzyć, że to prawda? Nie chciałam przyjąć do wiadomości, że Nolan pobił Kevina, bo dowiedział się, że "jesteśmy razem". Aż tak mu zależało? Może nadal zależy...
- Weź się w garść, dziewucho - dobiegł mnie cichy głos Axela.
- Idź stąd - chlipnęłam zachrypnięta.
- Nie ma mowy - przysiadł obok zarzucając mi swoją wiatrówkę na ramiona.
Naciągnęłam ją odrobinę bardziej próbując uspokoić dreszcze, które przebiegały po całym moim ciele niczym małe myszki. Wzdrygnęłam się na myśl o tych małych gryzoniach.
- Po co przylazłeś?
- Po pierwsze, zamarzniesz na tym deszczu..
- Nie jestem z cukru - przewróciłam oczami.
- Jesteś, cukiereczku - ścisnął mnie za ramiona przewracając na mokrą trawę.
- Uspokój się kretynie - warknęłam. - Mów co tu robisz!
- Zo do mnie dzwoniła, że uciekłaś ze szpitala i nie wie gdzie jesteś.
- Papla - jęknęłam. - A więc skąd wiedziałeś, że tu jestem?
- Zawsze tu uciekasz jak jesteś zła, smutna... rozczarowana.
- Zmienię kryjówkę - zapowiedziałam wkurzona.
- Wiem co się wydarzyło.
- I co z tego! - Wybuchłam. - Daj mi człowieku spokój.
- Nie, jestem starszy i będę cię prowadzić za rączkę, jak dziecko we mgle.
- Daruj sobie - pokręciłam głową.
Axel delikatnie mnie objął, a ja poczułam jak zaczynam się rozklejać. Schowałam twarz w jego przemoczonej koszulce i cicho popłakiwałam.
- Ćśś - szeptał.
- Dziękuję ci - wydyszałam pociągając nosem.
- Masz- wyciągnął chusteczkę.
- Dzięki - uśmiechnęłam się przez łzy.
- Aaa i jeszcze to - z drugiej kieszeni wyłowił tusz i moją kochaną, malinową pomadkę.
Zmierzyłam go badawczym spojrzeniem.
- Wymaluj się i idź z nim pogadać - zachęcająco się uśmiechnął.
- Zapomnij - parsknęłam.
- Dlaczego?
- Dlatego, że robi mi scenę zazdrości o nic prawdziwego, a potem leje skretyniałego Kevina, nie mam zamiaru z nim gadać. Już próbowałam to mnie pogonił - wzruszyłam ramionami szybko oddychając.
- Boże, dziewczyno! Nie marudź tylko idź. Nie znasz się na facetach...
- A ty się znasz, cwaniaczku? - Uniosłam jedną brew.
- Jestem facetem - dumnie przyznał.
- Serio? A myślałam, że babą - przewróciłam oczami. - Nieważne. Nie pójdę. Możemy wracać do domu.
- Czekaj, muszę tylko gdzieś zadzwonić - wyciągnął telefon. - Cześć, Nolan!
- Rozłącz się! - Cicho warknęłam.
- Czekaj - powiedział do słuchawki dłonią przykrywając mikrofon. - Tak? - Przebiegle się uśmiechnął.
- Dobra, dobra pogadam z nim, ale rozłącz się!
- No hej Nolan, słuchaj szukałem Leslie, ale się znalazła. Do usłyszenia - teatralnie odłożył telefon. - Grzeczna dziewczynka.
- Debil - kopnęłam go w nogę. - Chodźmy do domu.
- Ale..
- W domu się przygotuję...- westchnęłam.
Drogę powrotną przemierzyliśmy w zupełnym milczeniu. Jak on mógł mnie tak potraktować! Jestem jego siostrą, a wyciąga najgorsze działa! Nie chcę iść do tego pieprzonego Nolana, ale jak widać nie mam innego wyjścia.
W domu weszłam do gorącej wody ogrzewając skostniałe członki. Wciągnęłam na siebie wytarte dżinsy i luźny sweter mamy, na nogi włożyłam czółenka na obcasie. Teoretycznie byłam gotowa na tę rozmowę, praktycznie niestety nie.
- Wychodzę! - Krzyknęłam trzaskając drzwiami.
- Do..
Powoli szłam w stronę osiedla Nolana mocniej naciągając rękawy swetra. Czemu to ja zawsze muszę wyciągać rękę? Godzić, tłumaczyć się... To nie ma sensu. Co z tego, że jestem słabsza psychicznie. Jestem wrażliwa i co z tego! To nie znaczy, że muszę łazić pod czyjeś dyktando. Zwolniłam kroku widząc jak szybko szłam. Chciałam przedłużyć dotarcie do chłopaka tak bardzo jak się da. Nie mam ochoty go widzieć, a co dopiero rozmawiać. Wolałabym teraz nałożyć na siebie jakąś pelerynę niewidkę i zniknąć na parę godzin, aż Axel da sobie spokój z naleganiem na tę rozmowę. Nim się obejrzałam stałam przed zielonymi drzwiami małego bliźniaka o kremowych ścianach. Głośno wciągnęłam powietrze przymykając oczy. Właśnie podnosiłam rękę by zapukać, gdy drzwi się z klikiem otworzyły. Uchyliłam zaskoczona oczy.
- Leslie? - Zapytał Nolan.
- O hej! - Zza jego ramienia wyszła Cassidy - najgorsza i najładniejsza jędza w szkole.
- Cześć - mruknęłam przyglądając im się z podniesionymi brwiami. - Chciałam z tobą pogadać, ale widzę jesteś zajęty.
- Już skończyliśmy - dziewczyna obleśnie mrugnęła całując go w policzek.
Spojrzałam zażenowana na Nolana, który oblał się rumieńcem nerwowo targając swoją czekoladową czuprynę.
- Nie, nie przeszkadzajcie sobie. Już idę - uśmiechnęłam się czując jak łzy zbierają mi się do oczu.
- Less!
- Spokojnie, nie znamy się - pocieszyłam go machając przez ramię.
_______________________________________________________________

Cześć, dziewczyny! Wiem, że strasznie się spieszę, ale mam kolejnego bloga, na którego serdecznie Was zapraszam, jest on o czymś (w moim mniemaniu) nowym. Głównym tematem jest małoletnia ciąża! Mam nadzieję, że zainteresujecie się nowym opowiadaniem i nadal będziecie ze mną na kolejnym blogu - www.oczekiwanie-na-cud.blogspot.com

wtorek, 27 maja 2014

Niespodzianka!

Szybko posuwałyśmy się przez zatłoczone ulice Nowego Jorku, totalnie lekceważąc pozostałe lekcje.
- To co robimy? - Zadyszana opadłam na siedzenie w autobusie kierującym się w stronę Mount Sinai Hospital.
- Szczerze? - Kiwnęłam krótko głową ciężko dysząc. - Szczerze to nie wiem.
Zamarłam, właśnie dojeżdżałyśmy do szpitala, a Zo mówi mi, że nie ma zielonego pojęcia jaki numer chce wykręcić Kevinowi?
Dziewczyna zachwycona roześmiała się.
- Ziemia do Less! Ogarnij się, coś się wymyśli - roześmiana wzruszyła ramionami.
- Tak i znając życie ja to wymyśle - przewróciłam oczami.
- To już jest szczegół - szeroko się uśmiechnęła. - Nie moja wina, że ty masz szybciej genialne pomysły.
- Nie wykręcaj się - szturchnęłam ją łokciem dostając w zamian jej zaraźliwy śmiech. - A teraz przyjmij do wiadomości, że wiem co zrobimy.
-Dziękujemy Ci panie za oświecenia najlepszej dziewczyny na świecie! - Wybuchła Zoey na cały autobus.
- Uspokój się - zarządziłam chwytając ją za ramiona.
Rozejrzałam się dookoła napotykając niezadowolone spojrzenia staruszek.
- Ah, ta młodzież - zaśmiała się Zo.
- Zamknij się kretynko, wychodzimy - pociągnęłam zaśmiewającą się przyjaciółkę.
Przed wejściem do szpitala usiłowałyśmy się nieco uspokoić - niedoczekanie.
Zoey w swoich wysokich szpilkach uniosła poważnie głowę i odbiła w zupełnie inną stronę. Uśmiechnęłam się widząc jej kijową grę aktorską.
- Witaj słonko.
Spojrzałam w stronę krępej pielęgniarki, która znad okularów bacznie mi się przyglądała.
- Oh, dzień dobry - uśmiechnęłam się.
- W czymś ci pomóc?
- Tak, strasznie miło z pani strony - kiwnęłam głową. - Rano przyjechał tu mój chłopak, zgubił telefon i nie mam pojęcia gdzie mogę go znaleźć - przepraszająco się uśmiechnęłam.
- Jak się nazywa twój książę?
- Kevin Malo - przekonująco się uśmiechnęłam.
Kobieta chwilę sprawdzała coś w kartach i w komputerze. Nerwowo stukałam paznokciami o kontuar pielęgniarki.
- Spokojnie, znalazłam go - uśmiechnęła się.
- Oh, przepraszam. Gdzie mogę go znaleźć? - Niemal podskoczyłam z ulgi.
Nigdy nie potrafiłam kłamać. Ani nie umiałam, ani tego nie lubiłam. To nie fair żeby wciskać ciemnotę obcym ludziom, którzy nigdy mi nic nie zrobili. Nikomu nie powinno się tego czynić. Nienawidzę kłamczuchów i sama nie chcę nim być, ale jak mus to mus.
- Drugie piętro, sala 210 - pielęgniarka poklepała mnie po dłoni. - Z tego co wiem to nic mu nie jest. Masz walecznego chłopaka.
- Skarb - uśmiechnęłam się zaciskając usta by nie zwymiotować. - Dziękuję bardzo za pomoc.
Szybko skierowałam się do windy wystukując sms'a do Zoey z informacjami miejsca pobytu Kevina.
Jadąc na górę czas umilała mi uspokajająca muzyczka. Moim zdaniem bez sensu coś takiego tu puszczają, ludzi posuwających się do chorych pewnie roznosiło na dźwięk tak melancholijnej melodii.
Wysiadłam powoli oddychając i jednocześnie się rozglądając za Zoey. Jeśli jej się nie uda to nasz plan szlag trafi.
Uśmiechnięta kiwałam głową do przechodzących kobiet w białych kitlach. Sala numer 210, głęboko odetchnęłam i lekko uchyliłam drzwi.
Na łóżku leżał obandażowany Kevin, zupełnie do siebie nie podobny. Wpatrywał się w sufit zupełnie nie zwracając na mnie uwagi.
- Cześć - delikatnie przysiadłam na jego łóżku.
- Leslie? - Chłopak jedną ręką potarł oczy.
Spojrzałam na drugą rękę, która bezwładnie leżała wzdłuż jego ciała. Podniosłam wzrok na jego poranioną twarz. W brwi i w wardze połyskiwały malutkie szwy, a oczy okalały mu ciemne siniaki.
- Ładnie mnie załatwił no nie? - Roześmiał się. - Nowy potrafi się bić.
- To nie jest śmie...
Do sali wparowała pielęgniarka z maską na twarzy. Dość krępa kobieta mruknęła niemiłe powitanie. Gdy Kevin nie widział kobieta mrugnęła do mnie okiem.
- Boli cię coś? - Wychrypiała.
- Nie - uśmiechnął się chłopak.
- To źle - mruknęła pod nosem.
Omal nie wybuchłam śmiechem.
- Co? - Kevin szeroko otworzył oczy.
- Cisza - warknęła. - Obrócić się.
Chłopak nie wiedząc co się dzieje powoli położył się na brzuchu, pomogłam mu ułożyć wygodnie złamaną rękę.
Zoey opuściła maskę i nie zmiennym głosem powiedziała:
- Pomożesz mu odrobinę opuścić spodnie?
Cicho zachichotałam wykonując jej polecenie.
- Co się dzieje, miałem już zastrzyki - zaoponował Kevin.
- Cisza! - Warknęła Zoey wyciągając z kieszeni białego kitla ołówek.
W chwili gdy zbliżała rysik do jego pośladka nie wytrzymałam i wybuchłam śmiechem. Zoey zawtórowała mi swoim perlistym chichotem.
- Co jest... - Kevin obrócił się zaniepokojony naszym dobrym humorem. - Zo! Less! Co się dzieje?
- Ładna pupcia - zaśmiałam się.
Chłopak usiłując poprawić swoje spodnie zasyczał z bólu. Gdy już poprawił się na łóżku, Zo rozebrała się ze stroju piguły i usiadła na krześle w rogu sali nadal się zaśmiewając.
- Co tam biedaku? - Zapytałam ocierając łzy z oczu. - Po co żeś atakował Nolana?
- Co? - Szeroko otworzył oczy.
- No, ty wiesz co - warknęła poważna Zo.
- I za to była ta kara? - Zdziwił się. - Myślałaś, że się rzuciłem z pięściami na nowego i dlatego mnie upokorzyłyście?
- Myślałam? - Uniosłam brew. - To nie było upokorzenie, to była taka mała zabawa.
- Tak, myślałaś. Bo to ten twój nowy kochaś wyskoczył i co? - Wskazał na siebie. - Ładnie mnie załatwił.
- Co? - Tępo zapytałam.
- Gówno. Poobijane żebra, złamana ręka, rozwalona warga, łuk brwiowy plus nadłamany nos i siniaki pod oczami to sprawka Nolana, a ty tu przychodzisz i jeszcze mnie pogrążasz. Możesz iść...
- Kevin, nie wiedziałyśmy, serio - broniłam się.
- To bez znaczenia - machnął ręką. - Wiesz co, z kawą chyba nie wypali - wzruszył ramionami wpatrując się w przestrzeń.
Nim zdążyłam pomyśleć już biegłam w stronę przystanku autobusowego. Na nic nie zwracałam uwagi ani na ludzi, ani na samochody. Biegłam by jak najdalej uciec od moich bezsensownych myśli.
________________________________________________________________
Tada! Rozdział odrobinę szybciej iż jadę jutro na wycieczkę ; o Mam nadzieję, że spodoba się Wam "genialny" pomysł Zoey.
Pozdrawiam i widzimy się w sobote! ; *

sobota, 24 maja 2014

Sama tego chciałaś.

- Zo! Spokojnie, mów co się stało? - Chwyciłam ją mocno za ramiona sprowadzając ją na ziemię.
- Boże - przewróciła oczami. - Czy tobie nie wystarcza, że biło się o ciebie dwóch przystojniaków i jeden z nich właśnie jedzie do szpitala?
- Gdzie jedzie?! - Szeroko otworzyłam oczy.
Jeśli to Nolan, nawet nie chcę myśleć co mu się mogło stać. Już jeden wypadek ledwo co przeżył - to co teraz? Kalectwo? Odpukać, nie mogę nawet tak myśleć. Wszystko w porządku żadnemu nic się nie stało... Wdech, wydech.
- Kevina zabrała karetka na sygnale, a Nolan siedzi u pielęgniarki i śmieje się w najlepsze - wzruszyła ramionami.
Odetchnęłam pełna ulgi, pojadę do tego idioty po szkole, to nic strasznego. Pewnie sam rzucił się na Nelę więc nic mu się nie stanie jak będzie miał parę godzin na zebranie myśli.
- Mamy teraz biologię, chodź lecimy bo myszka będzie nas ścigać do końca roku - Zoey pociągnęła moje ciało w stronę już praktycznie opuszczonej szkoły.
Nolan mimo, że cholernie na mnie zły to siedzi właśnie u pielęgniarki i nic mu nie jest. Nie zwracając uwagi na zaciekawione spojrzenia w moją stronę posuwałam się nieobecna za Zo. Wleciałyśmy do sali zauważone przez myszkę - niestety. Kobieta w średnim wieku, na której szyi wyrosła ogromna myszka, kobieta jej jednak nie dostrzegała lecz wszyscy, z którymi rozmawiała zamiast patrzeć jej w oczy to gapili się na tę narośl.
- Witam panienki - kobieta wstała zza biurka zakładając ręce na piersi. - Spóźnione prawie piętnaście minut.
- Niech pani nie panikuje - westchnęła Zoey ciągnąc mnie nadal za rękę.
- Star nie odzywaj się - warknęła nauczycielka. - Pani Brown? Co pani ma na sobie?
- Zastanówmy się - postukałam się bezczelnie w brodę. - Ciuchy?
- Pani się prosi o wizytę u dyrektora - ostro odparła kobieta.
- Pewnie - machnęłam ręką kierując się do ławki.
- Nie ma , pewnie. Proszę - myszka wyciągnęła kartkę w moją stronę. - Wstań!
- Dopiero co usiadłam - jęknęłam.
- Brown!
- Już, już - uniosłam dłonie w obronnym geście. - Nie zna się pani na żartach.
Wyszłam otępiała z sali powoli kierując się do gabinetu dyrektora. Będę musiała pogadać z Nolanem. Nie mógł się aż tak zaangażować, dopiero co się pojawił, jestem mu zupełnie obca. Nie  ukrywam, że w jego obecności moje serce i motylki w brzuchu szaleją - nigdy wcześniej się tak nie czułam. Byłam tak zajęta rozmyślaniem na temat mojego przyjaciela, że nie zauważyłam nikogo przede mną.
- Kurwa - zaklnął.
- Przepraszam, nie za... Cześć - westchnęłam w stronę Nolana.
- Ah, to ty - nerwowo zmierzwił swoje piękne włosy.
- No ja.. - Odwróciłam zmieszana wzrok. - Nolan ja..
- Nic nie mów - uciął. - To nie ma znaczenia. Zacznijmy od początku, nie chcę już pamiętać.
Poczułam jak ktoś łapie mnie za żołądek, skuliłam się zraniona w sobie.
- Co? - Wyszeptałam. - Zostawiasz mnie?
- Ale kogo? Przecież my się nie znamy - roześmiał się ironicznie.
- Nie bądź taki - poprosiłam wbijając wzrok w wystające palce u stóp.
- Jaki? Arogancki? Bezczelny? - Nachylił się zbliżając usta do mojego ucha - miły dreszcz przebiegł mi po karku. - Egoistyczny?
- Nolan!
- Zaczęłaś, ja skończyłem. Sama tego chciałaś - zaczął się powoli wycofywać. - A zresztą nie chciałaś mi pomagać w powrocie więc bon voyage! - Zasalutował całkowicie się ode mnie odwracając.
- Nela - załkałam. - To nie tak. To wszystko nie tak.
Zdesperowana uderzyłam ręką w najbliższą szafkę.
- Kurwa! - Jęknęłam łapiąc się za rękę.
- Panno Brown! Zakłóca pani spokój w tej placówce. Zachęcam panią by skierowała się pani do siłowni, worek treningowy by się przydał - usłyszałam władczy głos Staller'a - szkolnego woźnego, którego wszyscy mają w dupie. Nikt nie uchyla się przed niemiłym komentarzem w jego stronę. Dość starszy facet zawsze zaczepiał młodych by mieć odrobinę rozrywki w swojej nudnej pracy, co kończyło się chamskimi odzywkami.
- Daj sobie spokój - wyszłam na dziedziniec nadal trzymając się za bolącą dłoń.
Powoli szłam zatłoczonymi ulicami, aż w końcu trafiłam do parku, do którego przychodziłam z mamą i Axelem po wyjeździe Nolana. Usiadłam na zardzewiałej huśtawce mocno się odpychając od ziemi. Delikatnie odrzuciłam głowę do tyłu wpatrując się w niebo. Co ja najlepszego zrobiłam? Nie chciałam go, a teraz gdy zapragnęłam jego obecności - o wiele bardziej niż powinnam, straciłam go. I co teraz? On nie chce mnie znać, nie mogę ponownie zostać odrzucona. Przeszłość odeszła i powinna pozostać tam gdzie poszła, a teraz zjawia się ni z tego ni z owego i burzy wszystko co wybudowała przyszłość. To nie fair!
Gdy wybiła godzina końca lekcji zmarnowana skierowałam się do Burger King'a, zamawiając największą bułkę i colę pełną cukru, potrzebowałam tych kalorii.
- Cześć - usłyszałam ostry głos Zoey.
- Hej - mruknęłam robiąc jej miejsce obok siebie.
- Co się wydarzyło? - Zapytała wprost.
Pokręciłam głową nad bułką kryjąc za włosami wilgotne oczy.
- Oh, L. Spokojnie - przygarnęła mnie do siebie. - Nowy?
- Tak - chlipnęłam. - Znam go od małego, a przez tego skretyniałego Kevina Nolan nie chce mnie znać.
- Oj nie martw się. Jesteś silna. Wiem co ci poprawi humor - zaśmiała się Zo zachwycona swoim pomysłem.
Spojrzałam na nią zaczerwienionymi oczami nie rozumiejąc co ma na myśli.
- Masz ochotę dać nauczkę temu mysiemu bobkowi?

wtorek, 20 maja 2014

W rodzeństwie siła.

Nie zwracając uwagi na pytające spojrzenie zaspanej mamy zamknęłam się w pokoju.
- Leslie! Leslie otwórz! - Mama zaczęła szarpać za klamkę. - Nie zamykamy w tym domu drzwi na klucz! Leslie!
- Zostaw mnie! Źle się czuję więc nie idę do szkoły! - Opadłam zapłakana na łóżko. Przewidując kolejne pytanie mamy krzyknęłam. - Nie, nie ominę niczego w szkole!
- W porządku, daj znać jak będziesz czegoś potrzebować..
- Na przykład Nolana - mruknęłam.
Mama niechętnie odeszła od drzwi i na bosaka zbiegła ze schodów.
- L, wpuść mnie - zażądał Axel.
- Wynoś się.
- Sam wejdę.
- Wal się. Spóźnisz się do szkoły!
- W dupie mam szkołę. Jeśli nie otworzysz to wejdę inną stroną.
W dupę może mnie pocałować. Niech sobie idzie do Cassie, Kevina i Nolana. Wszyscy są superowi.
Nagle usłyszałam jak klamka od łazienki zaczyna drżeć.
- Cholera - zaklnęłam.
- Witam - do pokoju wszedł zadowolony z siebie Axel. - Chodź do mnie - rozłożył zapraszająco ramiona.
Poczułam jak zbiera mi się na płacz i szybko rzuciłam się w jego wspaniałe, ciepłe ramiona. Delikatnie głaskał mnie po włosach i plecach.
- Ćśś - mruczał.
- Kocham cię. Jesteś najlepszym i jedynym facetem, który jest dla mnie ważny.
- Powiem tacie! - Roześmiał się.
Zawtórowałam mu nadal histerycznie dysząc.
- Chcesz pogadać?
- Nie wiem.. - Odwróciłam wzrok.
- Chodzi o Nolana?
Kiwnęłam krótko głową.
- I Kevina - odparłam. Axel głośno wciągnął powietrze.
- On nie żyje - czułam jak cały Axel momentalnie zesztywniał.
- Nie, nie. Spokojnie - uśmiechnęłam się. - Wszystko w porządku.
- Co ten kretyn odwalił? - Zapytał ciągnąc mnie na łóżko by na spokojnie porozmawiać.
Wszystko po kolei opowiedziałam, co jakiś czas zatrzymując się by pociągnąć nosem lub otrzeć nadal napływające łzy. Nie wiem dlaczego tak mnie to zakłuło. Nolan był w sumie dla mnie obcy. Nie powinnam była... A jednak. Nie wyprę się tego jak powoli zaczęłam go traktować. Już nie jako Nelę, tylko Nolana... Nie podobała mi się ta zmiana.
- Idziemy do szkoły, ubieraj się, wymaluj i zabieram cię dzisiaj na lunch z kolesiami z drużyny.
- Hura! - Podniosłam ironicznie zaciśniętą pięść do góry przy okazji przewracając oczami.
- Zrobisz im na złość. I Nolan się nad wszystkim zastanowi, a Kevin będzie się czuł jak totalny debil, którym jest - zarządził mój kochany braciszek.
- Niech ci będzie - wzruszyłam ramionami.
- Na krok cię dzisiaj nie zostawię.
- Zostawisz - uśmiechnęłam się. - Jesteś w klasie maturalnej, a ja mam literaturę z Nelą.
- Marudzisz. Nie pójdziesz na literaturę tylko ze mną na zajęcia. Nie sprawdzają u nas obecności, a jesteś na tyle wysoka, że się nie zorientują, że nie jesteś w ostatniej klasie - chytrze się uśmiechnął.
Zrzuciłam z siebie te beznadziejne rzeczy i szybko wciągnęłam czarną, skórzaną spódniczkę, prawie całkowicie prześwitującą beżową koszuleczkę, którą niedbale upchnęłam w spódnicy. W łazience lekko natapirowałam włosy, a oczy obrysowałam dość mocno czarną kredką. Usta wymalowałam czerwoną szminką. Zakradłam się do garderoby mamy i porwałam czarne, zamszowe sandałki na obcasie. Całkowicie gotowa wróciłam do swojego pokoju, w którym nadal przebywał Axel.
- I jak? - Nieśmiało zapytałam.
Chłopak szeroko otworzył oczy jąkając się.
- L? To ty? - Zdziwił się. - Gdybyś nie była moją siostrą to chyba zdradziłbym Cass.
- Licz się ze słowami.
- Dobra, dobra. Lecimy mała - zarzucił mi rękę na ramię, tak samo jak zrobił to Nolan.
- Axel, co z nią? - Z kuchni zapytała mama. - Ja wiedziałam, że ich przyjazd nie jest najlepszym rozwiązaniem - nasza rodzicielka wyszła z kuchni wycierając ręce w fartuszek.
- Tak mamo, jest super - uśmiechnęłam się z wymalowaną ironią na twarzy.
Nie zwracając uwagi na zakłopotane tłumaczenia mamy wyszłam z domu lekko chwiejąc się na szpilkach.
- L! Czekaj! - Usłyszałam krzyk Axela.
Obejrzałam się za siebie i doznałam szoku widząc jak daleko zaszłam. Prułam jakby włączył mi się motorek w siedzeniu. Zdyszany podbiegł do mnie lekko przytulając.
- Nie przejmuj się matką, wiesz jaka ona jest.
- Tak wiem.
- Lepiej ci?
- Nie - mruknęłam. - Wiesz co? Nie wiem dlaczego tak mnie to ukłuło. On jest dla mnie obcy, a tu nagle się oddala i czuję jak mi się ziemia spod nóg usuwa. To jest dziwne. On jest dziwny.
- Mała, ty jesteś zakochana.
- Nie jestem - warknęłam od razu przyspieszając.
- Jak sobie chcesz, ale pamiętaj, że zawsze będę po twojej stronie i będę cię bronić przed każdym.
- Kocham cię wieśniaku - mocno go przytuliłam, czując jak przechylam się niebezpiecznie do tyłu. - Axel, wywalę się!
Chłopak roześmiał się na całe gardło przytrzymując mnie żebym złapała równowagę. Wkroczyliśmy roześmiani na dziedziniec szkoły. Nie było osoby, która by się nie zatrzymała i nie zamilkła. Wszyscy patrzyli na nas. Na najprzystojniejszego osiłka i na jego siostrę, która jest ubrana jak dziwka.
- Źle wyglądam - cicho jęknęłam.
- Co ty, patrz jak Jonah się ślini - cicho się roześmiał.
- On jest obrzydliwy - wypaliłam.
- Les, Jesteśmy w tym razem, pamiętaj o tym - pocałował mnie w policzek i szybko uciekł do szkoły.
- Nie spuścisz mnie z oczu, tak?! - Krzyknęłam za nim z całą złością, która się we mnie gotowała.
- L, to ty?! - Wykrzyknęła zachwycona Zoey.
- Niestety - mruknęłam. - Mój rodzony brat właśnie mnie zostawił.
- Ej, ty płakałaś? - Przejechała mi palcami pod oczami.
- Długa historia, nic nie spałam - mruknęłam.
- Mam news'a! - Podskoczyła podekscytowana.
- Wal.
- Jak myślisz kto się dzisiaj prawie pobił pod szkołą, jakieś pół godziny temu?
- Oświeć mnie - odparłam nieobecna.
- Ten nowy z Kevinem, ktoś tu ma powodzenie - Znacząco poruszyła brwiami.
- Co? - Zatrzymałam się czując jak krew odpływa mi z twarzy.

sobota, 17 maja 2014

To nie tak...

Skończyliśmy oglądać bardzo późno w nocy, w pewnym momencie dołączyła do nas mama i w trójkę zaśmiewaliśmy się z dziecięcych przygód. Było na tyle późno, że moja "odpowiedzialna" mama zakazała Nolanowi wrócić do domu. Rozłożyła mu matę u mnie w pokoju i przed wyjściem ostrzegła by niczego nie kombinować. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Strasznie długo rozmawialiśmy - jak za dawnych lat. Otworzyłam szeroko oczy, a na dworze dopiero zaczynało świtać. Jeden z wielu poranków kiedy czuję się wypoczęta, a spałam naprawdę niewiele.
Opatuliłam się swoim ulubionym, grubym swetrem, naciągnęłam grube, wełniane, różowe skarpety i cicho wyszłam z pokoju. Przed zamknięciem drzwi zatrzymałam spojrzenie na śpiącym Nolanie - moim królewiczu. Wyglądał tak niewinnie, łagodnie z ciemnymi włosami opadającymi nieregularnie na jego zamknięte oczy. Mógłby spać z otwartymi, a nie chować te piękności. Był taki spokojny. Nagle zachwiałam się i uderzyłam kolanem w próg.
- Cholera - wyspałam zatrzymując się by nasłuchać powoli zwalniający oddech chłopaka.
Zrobiłam sobie gorące kakao z piankami i cichutko usiadłam na szerokim parapecie obładowanym mięciutkimi poduszkami. Wpatrywałam się zafascynowana w słabnący granat i lekkie fioletowo-różowe smugi, które powoli zakrywały bezkresne, ciemne niebo. Gwiazd było co raz mniej, zostawały najsilniejsze. Zawsze zostają ci najsilniejsi. To cud, że przeżył, przypomniałam sobie smutne słowa matki. To znaczy, że jest silny, ale czy na tyle silny, by udźwignąć dziesięć lat wspomnień? Jeśli okaże się słaby i załamie się w pewnym momencie? Na mojej liście marzeń, na której już nie raz znajdowały się różnej maści lalki, zwierzątka i najfajniejsi chłopcy w szkole, teraz pojawił się punkt: Pamięć Nolana! WAŻNE!!! Nadzieja matką głupich, ale ja wierzę. Mam nadzieję i będę dążyć do odzyskania przyjaciela. Przymknęłam powieki i mruczałam kołysankę, którą śpiewały nam mama i Jill na wakacjach gdy byliśmy na Manhattanie, nigdzie nie mogliśmy wyjechać więc zapakowały nas w metro i pojechaliśmy w czwórkę do najlepszego hotelu. Spędziliśmy tam trzy noce, skacząc po łóżkach i jedząc najdroższe desery wierząc w to, że jesteśmy na wakacjach za granicą, gdzie można sobie na wszystko pozwolić. Nasze mamy złączyły łóżka i wszyscy na nim spaliśmy, ja z Nolanem po środku, Jill obok niego, a mama koło mnie. W nocy łóżka się od siebie odsunęły i spadłam na podłogę drąc się wniebogłosy. Nolan tylko przetarł zaspane oczy i zaczął się ze mnie śmiać. Przez całą noc, mama mocno mnie trzymała w ramionach bym poczuła się bezpieczna.
Poczułam lekkie szturchanie, mruknęłam coś niewyraźnie, jak sądzę nie było to miłe. Gdy szturchanie nie minęło podminowana otworzyłam oczy przeciągając się we wszystkie strony.
- Dzień dobry! - Nolan wręczył mi kubek z gorącą herbatą.
- Cześć - mruknęłam mrużąc oczy od wzbijającego się ku górze Słońca. - Dawno wstałeś? Która godzina?
- Jakąś chwilę temu, twój tata pojedzie ze mną zaraz po książki, wrócimy po ciebie i Axela i jedziemy do szkoły - lekko mnie szturchnął.
- Możemy iść na piechotę, zajdziemy do ciebie i zdążymy na lekcję. Co masz pierwsze?
- Geometrię.
- Ja hiszpański - jęknęłam. - Idę się ogarnąć na górze, a ty masz tu łazienkę bardziej męską. Maszynki znajdziesz w szafce pod zlewem, a piankę na szafeczce, niestety zapasowych szczoteczek nie mamy.
- Mój oddech jest najpiękniejszy pod Słońcem.
- Nie pochlebiaj sobie..
- No powąchaj - chwycił mnie w pasie przewracając tak, że leżałam na jego kolanach.
- Zostaw! Fu! Zostaw mnie! - Krzyczałam.
Nolan jednak nie przestał, nawet gdy przez przypadek kopnęłam go w brzuch. Roześmiał się ostatni raz dmuchając mi w twarz i puścił mnie wolno.
- Jesteś obrzydliwy - odburknęłam. Zatrzymałam się w połowie drogi na górę. - Ej, ty myłeś już zęby, no nie?
- Zgadłaś! - Odkrzyknął z kuchni, po chwili roześmiał się  słysząc moją wiązankę przekleństw.
- L, nie przeklinaj pod moim dachem! - Krzyknęła mama z sypialni.
- Okey, śpij!
Wyciągnęłam granatowy kostium z szafy i szybko wciągnęłam go na siebie, palcami przeczesałam włosy i lekko poklepałam się w policzki dodając im trochę świeżości. Szybko poleciałam do łazienki załatwiając wszystkie potrzebne rzeczy i sfrunęłam ze schodów już odświeżona, nowonarodzona.
- Gotowy? - Zapytałam zabierając mu z talerza grzankę z topionym serem.
- Nie tykaj - wybełkotał.
Posłałam mu całusa kierując się do drzwi.
- My idziemy! Do zobaczenia!
- Hej, hej młodzi! - Pożegnał nas tata. - Jako psychiatra mojej córki, chciałbym wiedzieć czy coś robiliście w nocy. Czysty wywiad lekarski, muszę zapisać to w jej papierach - postukał Nolana w pierś.
- Tato! - Jęknęłam z progu.
- Nie panie Brown. Od razu zasnąłem, jest aż tak nudna.
- Zamknij się póki jeszcze możesz ruszać ustami - poradziłam.
Tata serdecznie roześmiał się klepiąc chłopaka przyjacielsko po plecach.
- Chodźmy już z tego domu wariatów - pociągnęłam Nolana za rękę.
Po wyjściu na trawnik objął mnie ramieniem co wywołało rumieniec na mojej twarzy. Czemu ja tak na niego reaguję? To jest chore!
- On nie jest moim psychiatrą - sprostowałam. - Nie chodzę do psychiatry. Ale coś czuję, że po twoich wizytach będę musiała.
- Co już na mnie? - Obruszył się. - Nic ci nie robię - cicho jęknął jak zraniony chłopiec.
- Bratasz się z moim tatą, budzisz mnie, wywołujesz u mnie bardzo niemiłe emocje, bezsenność i wszystko inne.
- Niemiłe emocje? - Zapytał zdziwiony. - Twoje rumieńce mówią co innego...
Zrzuciłam jego ramię i przyspieszyłam czując jak kolejny burak wypływa mi na policzki.
- O! I właśnie teraz zapadłą między nami ściana! Cały czas to robisz.
- Że niby co? - Obróciłam się do niego.
- Stajesz się oschła i niedostępna gdy tylko powie się coś głupiego, zawstydzającego albo złego. Czasami to nawet nie jestem świadomy co robię nie tak - odparł bezradny.
- Nie jestem taka - pokręciłam głową.
- Nie? - Szybko do mnie podszedł łapiąc mnie za ręce. - Spójrz na mnie.
- Nie.
- Spójrz! - Podniosłam swój wzrok czując żar emanujący z jego umięśnionego ciała. - Jesteś cała czerwona! Jesteśmy przyjaciółmi od zawsze i znam cię jak nikt inny, choć tego nie pamiętam. Ale nie zmieni się to, że jesteśmy sobie bliscy. Kiedyś inaczej niż teraz, ale jednak.
- Nolan, puść mnie - mruknęłam.
- Nie. Nie puszczę cię dopóki nie przyznasz, że nasza relacja zmienia się z każdą kolejną chwilą.
- Pu..
- Powiedziała, żebyś ją puścił! - Usłyszałam władczy głos Kevina. - Uszanuj jej słowo.
- Nie wtrącaj się - warknął mój przyjaciel.
- Kevin, idź. Nic się nie dzieje - uśmiechnęłam się.
- Właśnie. Zmywaj się stąd.
- Zostaw, moją dziewczynę - wycedził Kevin.
- Dziewczynę?! - Wykrzyknęliśmy z Nolanem w tym samym czasie.
- A więc zostawię was samych gołąbeczki - mój przyjaciel ukłonił mi się kryjąc ból, który sprawiła mu ta informacja.
- Nolan! Zostań tu! To nie prawda! - Krzyczałam czując jak łzy spływają mi po twarzy.
Z każdą chwilą był co raz dalej ode mnie. Od swojej przyjaciółki. Od swojej żony.
- A! Zapomniałbym! Leslie byłaś dzisiaj wspaniała! To znaczy wczoraj! - Uśmiechnął się złośliwie Nolan.
Kevin mocno mnie do siebie przytulił.
- Nie wierzę mu - próbował mnie pocieszyć.
- Ty pieprzony debilu! - Odepchnęłam go od siebie. - Na cholerę żeś paplał językiem! Co za kłamca!
- Less.
- Zamknij się już! Nie mamy o czym gadać - załkałam z bezsilności. - Jesteś niedorozwiniętym dupkiem!
- Przepraszam - wyszeptał zakłopotany. - Myślałem..
Ale ja już nie słuchałam, biegłam już w stronę domu by jak najszybciej rzucić się w otchłań rozpaczy bym mogła wypłakać wszystko co wydarzyło się dzisiejszego ranka. Nie mogłam pojawić się w szkole po tym jak zostałam potraktowana. Nie mogłam. Sprawa rozwodowa państwa Lisli i Neli została rozpatrzona pozytywnie. Wina pani Lisli. Nela? Jest pan wolny.

wtorek, 13 maja 2014

Udało się?

- Kiedyś rzeczywiście byłaś małą marchewką - roześmiał się Nolan.
Szturchnęłam go lekko pod żebra.
- Ale już nią nie jestem, tak jak t... - Szybko ucięłam zanim powiedziałam za dużo. - Patrz - podałam mu pod nos zdjęcie na którym kąpaliśmy się nagusieńcy w basenie na ogródku pani Moll. - Potem poszliśmy na ciastka i wysmarowałeś mi twarz kremem, którego nigdy nie lubiłeś. Zleciały się osy i uciekałam dookoła domku krzycząc w niebogłosy, że cię nie lubię, a ty się po prostu śmiałeś.. - Spojrzałam na zasłuchanego Nolana, który przyglądał mi się nieodgadnionym spojrzeniem, zmarszczyłam brwi. - Co jest?
- To musiało być wspaniałe - wyszeptał nadal na mnie patrząc jakbym była nie wiadomo kim. - My, musieliśmy być wspaniali. Zachowywaliśmy się jak stare małżeństwo - roześmiał się tym swoim przepięknym śmiechem.
- To samo powiedziała mi twoja babcia - uśmiechnęłam się czując jak się czerwienię, zakłopotana spuściłam wzrok.
- Moja babcia? - Zdziwił się.
- Tak, twoja babcia, która mnie pamięta i która pocieszała mnie, po twoim przyjeździe - wzruszyłam ramionami.
- Psiapsiółki? - Ironicznie się uśmiechnął.
Przewróciłam teatralnie oczami.
- Chcesz dalej oglądać?
- Pewnie! - Szeroko się uśmiechnął.
- Wiem! - Wykrzyknęłam zachwycona. - Że też wcześniej o tym nie pomyślałam - uderzyłam się lekko w czoło.
- Uspokój się i powiedz co ci łazi po głowie - zażądał z udawanym spokojem.
Wiedziałam, że w środku cały skacze z podekscytowania. A nuż może to dzisiaj przypomni sobie nasze wspólne dzieciństwo.
- Pamiętasz takie stary kamery na kasety?
- No tak - pokiwał powoli głową.
- A więc... My taką mieliśmy, a moja przewrażliwiona mama nagrywała każdą minutę z mojego a więc i twojego życia. Axel też był męczony - przewróciłam oczami.
- Nie rozumiem.
Głęboko westchnęłam.
- Mama wywołała wszystkie kasety na płyty DVD i są gdzieś w piwnicy. Możemy je obejrzeć - uśmiechnęłam się czując, że wygrałam.
- Less, jesteś wielka! - Poderwał się z miejsca biorąc mnie w objęcia lekko mnie podnosząc.
- Spokojnie, spokojnie - roześmiałam się czując jak robię się czerwona nagłą bliskością. - Chodźmy poszukać mamy - odwróciłam zakłopotana głowę.
Szybko zbiegłam ze schodów czując, że jesteśmy już tak blisko. Niedługo powróci moja kochana Nela.
- Mamo? - Zajrzałam do kuchni. - Mamo! Mamo?
Moja rodzicielka natarczywie czyściła łazienkę. Nerwowo podśpiewywała pod nosem. Zawsze gdy się czymś martwiła albo denerwowała łapała za ścierkę, mop i myła wszystko co stało na jej drodze.
- Mamo? - Zapytałam zbyt wyniośle niż zamierzałam. Odchrząknęłam. - Mamo, coś się stało?
Wyrwana z transu podskoczyła na dźwięk mojego głosu.
- O boże! - Złapała się za serce. - Wy żyjecie - roześmiała się.
- Tak - zmarszczyłam brwi, w końcu łapiąc o co jej chodzi. - Mamo, mamy gdzieś te płyty na które zgrywałaś nasze stare widea? Te z naszego - wskazałam na siebie i Nolana - z naszego dzieciństwa.
- Pewnie - uśmiechnęła się. - W piwnicy jest ta malutka piwniczka, tam powinny być kartony pełne płytek. Pamiętasz jaką miałam manię nagrywania.
- Naprawdę? - Ironicznie się zdziwiłam.
- Idź mi tam! - Rzuciła we mnie ścierką. Wybuchłam śmiechem kierując się w stronę zejścia na dół. - Jak znajdziesz to możecie się rozłożyć w salonie, nie będziemy wam przeszkadzać!
- Dzięki.
- A, L - mama wychyliła się z łazienki.
- Hmm? - Mruknęłam.
- Przygotować wam coś do jedzenia?
Znacząco się uśmiechnęłam.
- Pamiętasz..? - Pochyliłam lekko głowę.
Mamie zaświeciły się oczy.
- Ziemniaczane chipsy w kształtach zwierzątek z sosem ketchupowo-majonezowym? - Wskazała na nas palcem.
- Oczywiście! - Krzyknęłam.
- Uwielbiam to - szeroko uśmiechnął się Nolan.
Oby dwie uradowane spojrzałyśmy na niego.
- No co? - Zapytał zakłopotany.
- Robiłyśmy wam te chipsy jak byliście mali - mama przygarnęła mnie do siebie.
- Coś w tobie pozostało - uśmiechnęłam się.
Nolanowi cała twarz pojaśniała jakby ktoś robił mu zdjęcie z fleszem. Roześmiani zeszliśmy do piwnicy.
- Nolan?
- No?
- Mama ci coś o nas? O mnie mówiła?
Zaprzestał przeszukiwania piwniczki i stanął wpatrując się we mnie.
- Jedynie tyle, że tu jest cała nasz przeszłość. Że są tu ludzie, którzy pomogą mi w odzyskaniu pamięci.
- Och. - zaniemówiłam. - Miała na myśli mnie?
- Wydaje mi się, że tak.
- No, no Jill, nie ma co sprytna to ty jesteś - mruknęłam pod nosem.
Miliony pudeł ze zdjęciami, pamiątkami z wyjazdów, stare zabawki, z którymi mama nie potrafiła się rozstać. Tak właśnie, mama. Uśmiechnęłam się zdając sobie sprawę jaką mama jest składaczką. Gdy to zawsze dzieci wpadały w histerię by nie wyrzucać zabawek, to u nas mama chowała za siebie mówiąc, że nie można wyrzucać takich pamiątek.
- Wasza mama ma jakiegoś świra na punkcie pamiątek! - Roześmiał się Nolan.
- I zabawek, i zdjęć, i filmów, cud, że nie ma tu resztek wypluwanego przez niemowlaki jedzenia zaimpregnowanego w słoikach - mruknęłam z przekąsem.
- Skąd wiesz? Może i to tu znajdziemy - roześmiał się. - W sumie gdyby moja mama taka była, może już bym wszystko pamiętał.
- Tego nie wiesz - cicho powiedziałam.
Szperałam w kolejnych kartonach tracąc cierpliwość.
- Nic tu nie ma! - Wykrzyknęłam rzucając jednym z pudeł. Zajrzałam do kolejnego, który był pod moją ofiarą. - O, jest! - Uśmiechnęłam się.
- Nienawidzisz jak ci coś nie wychodzi, no nie?
- A żebyś wiedział - podparłam ręce na biodrach. - Chodźmy oglądać.
Skierowałam się w stronę schodów, gdy poczułam jego ręce na mojej talii.
- Co ty robisz? - Cicho zapytałam.
Nie umiałam głośniej tego powiedzieć, całe gardło zacisnęło mi się w supeł. To co we mnie krzyczało, było teraz o wiele głośniejsze niż głos rozsądku.
- Wezmę te pudła, jeszcze mi spadniesz ze schodów - wyszeptał tuż obok mojego ucha.
- A - nerwowo się zaśmiałam. - Jak chcesz.
Szybko ruszyłam na górę, uważając by nie rzucić mu się na szyję.
- Znaleźliśmy - powiadomiłam uradowana mamę.
- To siadajcie, ja już kończę robić wam przysmaki.
- To brzmi jakbyśmy byli psami - uśmiechnęłam się.
- Wiesz o co mi chodzi, marudo.
- Czekaj przygotuję nam shake, które robiła nam twoja mama - uśmiechnęłam się.
- Super czekoladowe mleko babci Moll?
- Pewnie - roześmiałam się. - Włącz płytę. Zaraz będę.
- Luz.
Nucąc skierowałam się do kuchni. Prawie się pocałowaliśmy - to nie dorzeczne. Próbuję mu pomóc w powrocie do naszego życia - do jego życia. A nasz relacja za bardzo się ociepla w nie tę stronę co trzeba. Musimy się ogarnąć. On jest zbyt pewny siebie, a ja zbyt miękka.
- Co jest, córa?
- Nic, nic - zaśpiewałam w rytm piosenki, która krążyła mi po głowie.
Mama znacząco na mnie spojrzała.
- Co? - Zmarszczyłam brwi.
- Ty i - na migi zaznaczyła "Nolan" - coś ten tego?
- Mamo - jęknęłam. - Ile ty masz lat kobieto?
- Na tyle dużo by wiedzieć kiedy coś się kroi i na tyle mało by wiedzieć jak cię kryć - roześmiała się.
- Kryć przed czym? - Zapytał Nolan stojący w progu.
Mama już miała dorzucić swoje trzy grosze, ale widząc moje mordercze spojrzenie zamilkła.
- Nie interesuj się - wypaliłam. - Miałeś włączyć płytę.
- Gotowe sir - zasalutował.
Przewróciłam oczami i wychodząc pstryknęłam moją rodzicielkę w ucho.
- Uspokój się mała, bo mój język się rozwiąże.
- Nie szantażuj mnie - mruknęłam. - Przynieś nam te chipsy.
Na ekranie już zaczynały pojawiać się pierwsze obrazy pokazujące nam nasze wspaniałe dzieciństwo. Jeden był całkowicie do góry nogami - dziękuję mamusiu, bawiliśmy się w najlepsze w naszym prowizorycznym zamku z gałęzi. Miałam na sobie różową sukienkę, na którą miałam zarzucony czarny sweter mamy, a Nela miał brązowe rajstopy zaciągnięte na białą koszulkę i pasek swojej mamy za którym dyndał papierowy miecz.
- Uratuj mnie! Uratuj mnie ser Nolanie!
- Lisli, nie jestem serem! Nie mam na sobie nic żółtego kochana.
- Kochanie sir - cicho pouczyła mnie mama.
- Ser Nolanie!
Cicho się zaśmiałam zerkając na Nelę pochłoniętego przywracaniem wspomnień.
Nagle pojawił się przerywany obraz co rusz słuchając jęków nieumiejętnej mamy i moje jęki niezadowolenia.
- Ale ty byłaś upierdliwa - roześmiał się. Poczochrał mi włosy szepcąc mi do ucha. - Lisli...
Odsunęłam się kawałek od mojego towarzysza czując jak temperatura w tym pomieszczeniu rośnie.
Przełączyłam na kolejny film.
- Rob, cicho bądź. To nie jest śmieszne. Zostaw ich.. - Szepnęła mama odciągając tatę od śpiącego małżeństwa przytulającego się w moim łóżku.
Nolan cichutko pochrapywał, a ja leżąc schowana między niego, a jego plecy - czułam się bezpiecznie.
- Fajnie było - wyszeptałam.
- Less? Pamiętałem cię. - W ciszy na niego spojrzałam - nie jako ciebie, ale jako dziewczynkę o rudych kręconych włosach. Gdy cię zobaczyłem w kawiarni wiedziałem, że jesteś znajoma, ale gdy zaprzeczyłaś straciłem nadzieję. Ale to Lisli...- Zapatrzył się w przestrzeń. - Mówiłem tak na ciebie, bo byłaś małym rudzielcem, takim małym liskiem.
Czułam jak łza spływa mi po policzku, szybko ją otarłam by nie pokazać po sobie jak ten szczególik zmienił moją wiarę w jego pamięć.
- Lisli i Nela na zawsze razem - uśmiechnęłam się.

sobota, 10 maja 2014

Powrót do dzieciństwa.

Kolejne dni spędziłam w łóżku, nie dopuszczając do siebie zupełnie nikogo. Ojciec paręnaście razy wchodził do mnie i sceptycznie pytał:
- Kochanie.. Wszystko w porządku? Wiem, że nie lubisz gdy włącza mi się lekarz, ale martwimy się.. Chcesz porozmawiać?
- Nie. Muszę pomyśleć - za każdym razem odpowiadałam tak samo.
Myślałam i myślałam i nic nie mogłam wymyśleć. Chwyciłam za telefon wykręcając numer babci Nolana.
- Witaj kochana - serdecznie odezwała się zachrypnięta staruszka.
- Przepraszam, ale nie dam rady przyjść w weekend. Dorwało mnie jakieś choróbsko, nie ruszam się na centymetr z łóżka. Przepraszam bardzo.
- Wiem złotko. Nie martw się, mam już za ciebie zastępstwo.
- Skąd pani wie?
- A powiedz mi Leslie kto cię eskortował do domu?
- Nolan - wyszeptałam.
- Tak właśnie. Do nocy mi opowiadał o tobie i waszych problemach. I o tym jak bardzo się martwi twoim stanem zdrowia.
Nic nie odpowiedziałam. Zawsze miałam wspaniały kontakt z tą starą babuleńką, teraz czułam się strasznie skrępowana. Tak jakbym się spowiadała z naprawdę wstydliwego grzechu przed księdzem.
- Nie chcę ci truć... I nie odbieraj tego jako namowy, bo jestem jego babcią, ale odpuść mu, proszę cię. On też nie chciał cię zostawiać, Jill jednak jest uparta - roześmiała się staruszka. Dodała jednak całkowicie poważnie. - Pamiętasz jak pierwszy raz byliście na grzybach, a nasz kochany Nolan chciał wziąć do domu żmiję?
Pokiwałam głową, po czym zorientowałam się, że ona mnie nie widzi.
- Tak - zaszlochałam. - Rzuciłam się w jego stronę odciągając go na bok żeby jej nie dotknął bo jest trująca - roześmiałam się przez łzy.
Usłyszałam lekko skrzekliwy śmiech babci Nolana.
- Tak, a po powrocie do domu. Nolan chwalił się, że uratowałaś mu życie i że w przyszłości się z tobą ożeni, że będzie twoim menszem - powiedziała to tak jak Nolan mówił w wieku siedmiu lat. - A ty jego żoną bo się nim opiekujesz i nie pozwolisz na to by cokolwiek mu się stało.
- Naprawdę? - Cicho zapytałam.
- Tak - poważnie odpowiedziała.
Wyobraziłam sobie jej krzywy uśmiech gdy próbuje kogoś przekonać do swojej racji.
- Ale ja nie mogę zniszczyć tej przyjaźni, tej przyjaźni nawet już nie ma. Ja nie wiem czy chcę żeby powróciła.
- Musisz to czuć.. Musisz poczuć to po lewej stronie swojej klatki piersiowej. To serce ci podpowie co masz dalej robić. Nie duma, rozum czy godność tylko najwrażliwszy organ naszego ciała. To ono cię poprowadzi.
- Nie - wyszeptałam. - Nie jestem głupia, proszę pani.
- Wiem, że nie jesteś i wiem, że wybierzesz dobrze i że będziesz szczęśliwa dziecko.
- Będę - zaszlochałam.
- Leslie! - Dobiegł mnie głos mamy.
- Przepraszam, ale muszę kończyć.
- W porządku malutka.
- Pani Moll? - Cicho zapytałam.
- Tak dziecinko?
- Dziękuję pani bardzo. Za wszystko.
Odłożyłam telefon i powoli zeszłam na dół.
- Co jest? - Wychyliłam się zza balustrady.
- Masz gościa - uśmiechnęła się mama.
Zza jej pleców wyłonił się przystojny Nolan.
- Cześć - szeroko się uśmiechnął.
Złapałam się za włosy lekko je przygładzając. Chłopak cicho się zaśmiał spuszczając wzrok.
- Spokojnie, podobno widziałem cię nago - roześmiał się.
- HA HA.
- Dobra, spokojnie.
- Chodź na górę. - Spojrzałam na udawaną obojętność mamę. - Mamo, zrobisz mi herbaty, proszę.
- Pewnie słoneczko. Nolan, chcesz coś do picia?
- Nie dziękuję, ja tylko na chwilkę - posłał jej zniewalający uśmiech.
- Przestań to robić - warknęła kierując się na górę.
- Ale co mam przestać robić? - Zdziwił się.
- Czarować wszystkich dookoła.
- Ah, tak? Czaruję wszystkich? - Złapał mnie za dłoń.
- Wszystkich poza mną - słodko się uśmiechnęłam.
- Jak uważasz - delikatnie mnie puścił.
Opadłam już po raz trzeci na łóżko nie zwracając uwagi na stojącego w progu chłopaka. Po prostu stał i przyglądał mi się.
- Nie patrz się tak na mnie.
- Przyszedłem tu by spytać się jak się czujesz... Z tego co widzę nie ma tu twojego chłopaka, czyżby cię zostawił w potrzebie?
- Nie mam chłopaka. A u mnie jest bardzo dobrze. Dzięki, że mnie przyprowadziłeś do domu.
- Do usług - ukłonił się. - Jak to nie masz. A ten czerwony kolega. Brunet - wskazał na włosy. - Barczysty jak Axel. I nieziemsko przystojny - zalotnie zamrugał oczami jak niektóre plastiki z naszej szkoły.
Wybuchłam zadziwiająco głośnym śmiechem.
- To Kevin i nie jest moim chłopakiem.
- Niech ci będzie - machnął ręką. - Jestem tu jeszcze z jednego powodu.
- Słucham - oparłam się na łokciach.
- Masz jakieś nasze wspólne zdjęcia? - Zapytał całkowicie poważny.
Zastanowiłam się, oprócz tych, które ostatnio pocięłam musiały jakieś zostać. Wygramoliłam się spod kołdry wyciągając pudło z pamiątkami.
- Tu są - uśmiechnęłam się zachęcająco. - Co cię naszło żeby przyjść? Byłam dla ciebie okropna.
- No jak ostatnio - zmieszany potarł kark. - Jak ostatnio cię odwoziłem to powiedziałaś żebym przyszedł i że coś wymyślimy.
- Serio? - Szeroko otworzyłam oczy. - To chodź oglądamy!

wtorek, 6 maja 2014

Bezpieczeństwo.

Zoey zostawiła moją odpowiedź bez komentarza i szczerze mówiąc byłam jej za to dozgonnie wdzięczna. Kochałam ją przede wszystkim za to, że zawsze wiedziała kiedy zamilknąć, a kiedy powiedzieć coś więcej, oczywiście w stu procentowo pewnie tego co chce powiedzieć.
Niestety pani od matematyki nie stawiła się w sali więc nadal otępiała skierowałam się do dużej biblioteki. Z półki porwałam "Cichy pokój" i zmarnowana opadłam na jedną z wielu miękkich poduch rozłożonych po środku czytelni.
Nawet nie wiem, w którym momencie zasnęłam. Poczułam szturchnięcie i z jękiem podniosłam głowę przecierając nadal zmęczone oczy.
- Pobudka - usłyszałam przepiękny głos.
- Jeszcze pięć minut - uśmiechnęłam się przeciągając.
Szerzej otworzyłam oczy - przede mną kucał idealnie nieidealny.
- A teraz zamknę i otworzę jeszcze raz oczy, a ciebie tu nie będzie - wyszeptałam.
- Przestań - zażądał. - Chciałem tylko pogadać.
- Słucham - westchnęłam.
- Nie pamiętam cię..
- Świetnie zaczynasz.
- Daj mi skończyć. Tak samo nie pamiętałem mojej mamy ani jej byłego partnera, ale wspomnienia powróciły jeśli nad nimi długo pracowałem. Może u mojej babci zostały jakieś pamiątki z naszego dzieciństwa, ty na pewno też jakieś masz. Chcę cię pamiętać. Naprawdę - spuścił zakłopotany głowę.
Łzy znowu uderzyły mi w kąciki oczu.
Pokręciłam załamana głową.
- Nie, ja nie dam rady. Pojawiłeś się i dostałam policzek od życia. Tak bardzo za tobą tęskniłam, a teraz radź sobie z tym wszystkim sam. Zapraszam gdy cokolwiek sobie przypomnisz - wstałam z pufy.
- Jesteś egoistką!
- Proszę o ciszę! - Krzyknęła stara bibliotekarka.
Szybko do niego podeszłam nie zwracając już uwagi na cieknące po policzkach łzy.
- Ja jestem egoistką? Ja się z dnia na dzień wyprowadziłam? I do tego bez pożegnania? Naprawdę nie mam do ciebie pretensji o ten wypadek. Ja tylko tęsknię za swoją Nelą, a ty już nią nie jesteś. A teraz pojawiłeś się i wymagasz bym robiła ci pod nogi, bo jesteś poszkodowany, gdyby chociaż jedna cząstka mnie w tobie została wiedziałbyś, że nigdy nie byłam łatwa - załkałam. - Nie martw się, nie tylko ciebie traktuję jak zdrajcę. Moja mama idealnie was dopełnia. Wiedziała o waszym wyjeździe i nic mi nie wspomniała.
Rozchwiana emocjonalnie westchnęłam czując ulgę, że to z siebie wyrzuciłam. Założyłam ręce na piersi nie wiedząc na co czekam. Nolan delikatnie mnie przytulił. Opierałam policzek na jego piersi. Pachniał tak ładnie.
- Jestem przekonany, że nie chciałem wyjeżdżać. A mama musiała mnie postawić przed faktem dokonanym, już taka jest - westchnął. Nagle całkowicie zesztywniał. - Leslie?
- Co znowu... - jęknęłam.
- Jesteś rozpalona - dotknął mojego czoła.
Odsunęłam się od niego.
- Muszę znaleźć Axela - skierowałam się do wyjścia.
- Nie ma na to czasu. Ja cię odwiozę... Prowadzić nauczyłem się już po wypadku, nie martw się - krzywo się uśmiechnął.
Teraz mi było wszystko jedno. Dopadło mnie takie zmęczenie jakiego nigdy wcześniej nie czułam. W jednej chwili tyle uczuć do Nolana przeszło mi przez serce, gdy mogłam podzielić swój ciężar ciała na drugą osobę.
- Dziękuję - szepnęłam. - Możesz jutro przyjść, coś wykombinujemy.
Usłyszałam jego niewyraźne słowa i odpłynęłam. Przed chwilą pokazał się mój stary przyjaciel. Ten opiekuńczy chłopiec, który zgniótł pająka i chciał mnie pocieszająco przytulić.
Ocknęłam się w swoim mięciutkim łóżku. Nawet nie wiem jak się tu znalazłam. Daleko mi było do wypoczęcia, ale po wstaniu nie wylądowałam na podłodze więc jest dobrze. Kilka razy zamrugałam próbując doprowadzić swój umysł do jako takiego porządku. Założyłam na siebie dużą bluzę Axela, którą kiedyś mu podwędziłam i powoli zeszłam na dół. Dreszcze cały czas przebiegały mi po plecach.
- Hej - szepnęłam wchodząc do kuchni.
- Jak się czujesz? - Podleciała mama sprawdzając mi dłonią czoło.
- Lepiej. Jak się znalazłam w domu?
- Nolan cię wniósł całkowicie nieprzytomną.
- Och - odwróciłam zmieszana wzrok.
Nela trzymał mnie w ramionach, swoich pięknych, silnych rękach. Spałam tam u niego jak dziecko. Całkowicie spokojna i bezpieczna.
- Nie możesz być dla niego taka okrutna...
- Nie mów mi jaka powinnam być, a jaka nie. To nie ja kłamałam przez dziesięć lat.
- Jesteś niesprawiedliwa.
- Trudno - ponownie weszłam na górę.
Opadłam na łóżko czując jak cała się trzęsę, zawinęłam się więc po szyję w koc i włączyłam telewizor na powtórkę X - Factor. Cicho podśpiewywałam sobie pod nosem, gdy usłyszałam wibrację mojego telefonu, sygnalizującą wiadomość. Z jękiem zwlokłam się z łóżka.
Wiadomość brzmiała: I see u ^ ^
Numer nieznany...
Podeszłam do okna rozglądając się po podjeździe, aż natrafiłam na dom Kevina. Chłopak we własnej osobie stał w swoim oknie i machał mi z szerokim uśmiechem, w jednej z rąk trzymał lornetkę.
Kretyn , odpisałam po czym zasłoniłam okno i wyłączyłam telefon.
Opadłam ponownie na łóżko totalnie olewając grający telewizor. Twarz przykryłam poduszką i głośno w nią krzyknęłam. Co ja mam zrobić?

sobota, 3 maja 2014

Wyjście ewakuacyjne.

Nawet nie wiem, w którym momencie zasnęłam. W głowie krążyły mi te jego miękkie usta. Kiedy to z Neli on się zmienił w Nolana - chłopakiem mogącym być modelem, na którego patrząc nie widzę mojego przyjaciela tylko super, mega przystojniaka.
Przeciągle westchnęłam waląc rękami w pościel.
- Wyleź mi z głowy!
Spojrzałam zmęczona na budzik Oni wszyscy mnie wykończą.
Zwlekłam się wykończona z łóżka przecierając twarz. Ziewając zeszłam na dół.
- Dzień dobry - mruknęłam.
- Cześć kochanie. Le.. - Spojrzałam na mamę wrogim spojrzeniem.
- Proszę cię, zrób mi kawę - jęknęłam siadając przy stole podpierając głowę na rękach. - Czuję się jakbym miała porządnego kaca.
- Nie wiesz co to jest kac kochana - roześmiała się.
Zdziwiłaby się.
- Less? Chciałabym cię bardzo przeprosić - mama odgarnęła mi włosy z oczu.
- Nieważne - wzruszyłam ramionami.
- Jest ważne. Nie miałam prawa tego mówić.
- Ważne, że wiesz, że popełniłaś błąd - uśmiechnęłam się popijając gorący napój.
Zgarnęłam swoje nieuczesane włosy w jakiegoś krzywego koka i skierowałam się do łazienki by ochlapać twarz zimną wodą. Pod oczy zaaplikowałam odrobinę korektora by ukryć wory i odrobinę zmniejszyć opuchliznę. Nic to nie pomogło. Machnęłam ręką w stronę swojego obrzydliwego odbicia. Chwyciłam torbę kierując się do drzwi.
- Leslie - usłyszałam głos taty z pokoju.
- Tak?
- Zmierzasz iść w tej sukience do szkoły?
- Coś z nią nie tak? - Spojrzałam w dół.
- Oprócz tego, że w niej spałaś..
- Daj mi spokój - burknęłam wychodząc do szkoły.
Po drodze zawitałam do starbucks i zamówiłam ogromną kawę mrożoną. To nie mój dzień. Jeszcze nigdy się tak nie czułam.
Przechodząc przez największe skrzyżowanie w mieście usłyszałam krzyk:
- Leslie!
Zatrzymałam się na środku ulicy odwracając się szukając wołającej mnie osoby. Po włączeniu się zielonego wszystkie samochody zaczęły na mnie trąbić.
- Dobra, dobra. Już idę - przewróciłam oczami przebiegając przez resztę pasów.
W ostatniej chwili udało mi się zbiec przed ruszającym samochodem.
- Kretyn! - Wystawiłam mu środkowy palece.
To się nazywa miasto zwierząt. Po drugiej stronie zauważyłam Kevina machającego do mnie. Jeśli to on mnie wołał to go zabiję.
- Mała, czy ty tak się prosisz o wizytę w szpitalu? - Roześmiał się.
- Wiesz co, nie codziennie ktoś cię woła w trakcie przechodzenia przez najbardziej ruchliwą ulicę w tym mieście.
- Dobra, nie marudź. Co tam u mojej małej dziewczynki? - Zrzucił mi ramię na szyję. - Tyłek już nie boli? - Klepnął mnie w pośladek wybuchając śmiechem.
- Daruj sobie - mruknęłam wywijając się spod jego ręki.
- Oj boże, Less. Zgrywam się.
- Cieszy mnie to.
- Nie w sosie? Aż tak boli nasz rozstanie? - Zapytał rozbawiony.
- Kevin - zatrzymałam się. - Nigdy nie byliśmy i nie będziemy ze sobą.
- Dobra, nie złość się. Zrozumiałem po dziesięciu koszach plus po bardzo pouczającej rozmowie z Axelem.
Kevin od niepamiętnych czasów ostrzył sobie na mnie zęby. Pamiętam jak jeszcze niedawno dojrzałam go z lornetką w oknie próbując uchwycić mnie bez stanika. Od tamtej pory nie przebieram się u siebie w pokoju.
- Chodź, spóźnimy się - pociągnął mnie za sobą za rękę.
Mimo tego, że jest natrętny jak rzep przy tyłku to idealnie potrafił sprawić, że zapominam o wszystkich problemach. Prawdę mówiąc Kevin należał do jednych z przystojniejszych chłopaków w szkole i tak jak mój brat był w klasie maturalnej. Nie jedna dziewczyna oddałaby wszystko by być na moim miejscu, ale mnie jednak aż tak nie pociąga. To nie Nela. Chwila. Co?
Roześmiani weszliśmy na dziedziniec szkoły. Dziewczyny z pierwszego roku tęsknie pociągały wzrokiem za Kevinem, a na mnie patrzyły jakby miały mi się zaraz rzucić do gardła.
- Dobra, ja lecę na trening - pocałował mnie w policzek. - Może wybijemy któregoś dnia na kawę?
- Może - uśmiechnęłam się. Kevina zatkało, a na jego przystojnej twarzy pojawił się rumieniec. - Idź już buraczku.
- To znaczy, że dasz mi szansę? - Zapytał z nadzieją delikatnie łapiąc mnie za rękę.
- Tego nie powiedziałam - zalotnie się uśmiechnęłam.
Przewrócił teatralnie oczami i z szerokim uśmiechem pobiegł w stronę boiska.
W końcu się doczekał. Trzeba mu dać szansę tyle czasu się męczył chociaż nadal pamiętam jak stał z tą lornetką w oknie i przyprawia mnie to o niemałe mdłości.
- Leslie? - Zapytał cicho Nolan, który za pewnie stał tuż za mną.
- Tak?
- Przepraszam cię.
- To nie ma znaczenia.
- Leslie! - Krzyknęła Zo.
- Hej! - Ignorując Nolana pobiegłam w jej stronę.
Pocałowałam Zo na przywitanie i biorąc ją pod rękę skierowałyśmy się do szkoły.
- Co robiłaś z tym nowym? - Zapytała podejrzliwie.
- A nic, stary kolega. Jest jak kula u nogi - westchnęłam.
- Jest nieźle przystojny - odparła.
- Co? - Zatrzymałam się.
- To co słyszałaś. I widać, że na ciebie leci - poruszyła dwuznacznie brwiami. - A z tego co pamiętam nasza niedostępna L jest wolna.
- Dla twojej wiadomości pięć minut temu umówiłam się z Kevinem. - Wcale nie dlatego żeby wszystkim pokazać, a szczególnie Axelowi, że nie jestem zakochana w Nolanie. Bo nie jestem. Nie jestem. - A zresztą Nolan to ostatnia osoba, z którą chciałabym się spotkać.