Szybko posuwałyśmy się przez zatłoczone ulice Nowego Jorku, totalnie lekceważąc pozostałe lekcje.
- To co robimy? - Zadyszana opadłam na siedzenie w autobusie kierującym się w stronę Mount Sinai Hospital.
- Szczerze? - Kiwnęłam krótko głową ciężko dysząc. - Szczerze to nie wiem.
Zamarłam, właśnie dojeżdżałyśmy do szpitala, a Zo mówi mi, że nie ma zielonego pojęcia jaki numer chce wykręcić Kevinowi?
Dziewczyna zachwycona roześmiała się.
- Ziemia do Less! Ogarnij się, coś się wymyśli - roześmiana wzruszyła ramionami.
- Tak i znając życie ja to wymyśle - przewróciłam oczami.
- To już jest szczegół - szeroko się uśmiechnęła. - Nie moja wina, że ty masz szybciej genialne pomysły.
- Nie wykręcaj się - szturchnęłam ją łokciem dostając w zamian jej zaraźliwy śmiech. - A teraz przyjmij do wiadomości, że wiem co zrobimy.
-Dziękujemy Ci panie za oświecenia najlepszej dziewczyny na świecie! - Wybuchła Zoey na cały autobus.
- Uspokój się - zarządziłam chwytając ją za ramiona.
Rozejrzałam się dookoła napotykając niezadowolone spojrzenia staruszek.
- Ah, ta młodzież - zaśmiała się Zo.
- Zamknij się kretynko, wychodzimy - pociągnęłam zaśmiewającą się przyjaciółkę.
Przed wejściem do szpitala usiłowałyśmy się nieco uspokoić - niedoczekanie.
Zoey w swoich wysokich szpilkach uniosła poważnie głowę i odbiła w zupełnie inną stronę. Uśmiechnęłam się widząc jej kijową grę aktorską.
- Witaj słonko.
Spojrzałam w stronę krępej pielęgniarki, która znad okularów bacznie mi się przyglądała.
- Oh, dzień dobry - uśmiechnęłam się.
- W czymś ci pomóc?
- Tak, strasznie miło z pani strony - kiwnęłam głową. - Rano przyjechał tu mój chłopak, zgubił telefon i nie mam pojęcia gdzie mogę go znaleźć - przepraszająco się uśmiechnęłam.
- Jak się nazywa twój książę?
- Kevin Malo - przekonująco się uśmiechnęłam.
Kobieta chwilę sprawdzała coś w kartach i w komputerze. Nerwowo stukałam paznokciami o kontuar pielęgniarki.
- Spokojnie, znalazłam go - uśmiechnęła się.
- Oh, przepraszam. Gdzie mogę go znaleźć? - Niemal podskoczyłam z ulgi.
Nigdy nie potrafiłam kłamać. Ani nie umiałam, ani tego nie lubiłam. To nie fair żeby wciskać ciemnotę obcym ludziom, którzy nigdy mi nic nie zrobili. Nikomu nie powinno się tego czynić. Nienawidzę kłamczuchów i sama nie chcę nim być, ale jak mus to mus.
- Drugie piętro, sala 210 - pielęgniarka poklepała mnie po dłoni. - Z tego co wiem to nic mu nie jest. Masz walecznego chłopaka.
- Skarb - uśmiechnęłam się zaciskając usta by nie zwymiotować. - Dziękuję bardzo za pomoc.
Szybko skierowałam się do windy wystukując sms'a do Zoey z informacjami miejsca pobytu Kevina.
Jadąc na górę czas umilała mi uspokajająca muzyczka. Moim zdaniem bez sensu coś takiego tu puszczają, ludzi posuwających się do chorych pewnie roznosiło na dźwięk tak melancholijnej melodii.
Wysiadłam powoli oddychając i jednocześnie się rozglądając za Zoey. Jeśli jej się nie uda to nasz plan szlag trafi.
Uśmiechnięta kiwałam głową do przechodzących kobiet w białych kitlach. Sala numer 210, głęboko odetchnęłam i lekko uchyliłam drzwi.
Na łóżku leżał obandażowany Kevin, zupełnie do siebie nie podobny. Wpatrywał się w sufit zupełnie nie zwracając na mnie uwagi.
- Cześć - delikatnie przysiadłam na jego łóżku.
- Leslie? - Chłopak jedną ręką potarł oczy.
Spojrzałam na drugą rękę, która bezwładnie leżała wzdłuż jego ciała. Podniosłam wzrok na jego poranioną twarz. W brwi i w wardze połyskiwały malutkie szwy, a oczy okalały mu ciemne siniaki.
- Ładnie mnie załatwił no nie? - Roześmiał się. - Nowy potrafi się bić.
- To nie jest śmie...
Do sali wparowała pielęgniarka z maską na twarzy. Dość krępa kobieta mruknęła niemiłe powitanie. Gdy Kevin nie widział kobieta mrugnęła do mnie okiem.
- Boli cię coś? - Wychrypiała.
- Nie - uśmiechnął się chłopak.
- To źle - mruknęła pod nosem.
Omal nie wybuchłam śmiechem.
- Co? - Kevin szeroko otworzył oczy.
- Cisza - warknęła. - Obrócić się.
Chłopak nie wiedząc co się dzieje powoli położył się na brzuchu, pomogłam mu ułożyć wygodnie złamaną rękę.
Zoey opuściła maskę i nie zmiennym głosem powiedziała:
- Pomożesz mu odrobinę opuścić spodnie?
Cicho zachichotałam wykonując jej polecenie.
- Co się dzieje, miałem już zastrzyki - zaoponował Kevin.
- Cisza! - Warknęła Zoey wyciągając z kieszeni białego kitla ołówek.
W chwili gdy zbliżała rysik do jego pośladka nie wytrzymałam i wybuchłam śmiechem. Zoey zawtórowała mi swoim perlistym chichotem.
- Co jest... - Kevin obrócił się zaniepokojony naszym dobrym humorem. - Zo! Less! Co się dzieje?
- Ładna pupcia - zaśmiałam się.
Chłopak usiłując poprawić swoje spodnie zasyczał z bólu. Gdy już poprawił się na łóżku, Zo rozebrała się ze stroju piguły i usiadła na krześle w rogu sali nadal się zaśmiewając.
- Co tam biedaku? - Zapytałam ocierając łzy z oczu. - Po co żeś atakował Nolana?
- Co? - Szeroko otworzył oczy.
- No, ty wiesz co - warknęła poważna Zo.
- I za to była ta kara? - Zdziwił się. - Myślałaś, że się rzuciłem z pięściami na nowego i dlatego mnie upokorzyłyście?
- Myślałam? - Uniosłam brew. - To nie było upokorzenie, to była taka mała zabawa.
- Tak, myślałaś. Bo to ten twój nowy kochaś wyskoczył i co? - Wskazał na siebie. - Ładnie mnie załatwił.
- Co? - Tępo zapytałam.
- Gówno. Poobijane żebra, złamana ręka, rozwalona warga, łuk brwiowy plus nadłamany nos i siniaki pod oczami to sprawka Nolana, a ty tu przychodzisz i jeszcze mnie pogrążasz. Możesz iść...
- Kevin, nie wiedziałyśmy, serio - broniłam się.
- To bez znaczenia - machnął ręką. - Wiesz co, z kawą chyba nie wypali - wzruszył ramionami wpatrując się w przestrzeń.
Nim zdążyłam pomyśleć już biegłam w stronę przystanku autobusowego. Na nic nie zwracałam uwagi ani na ludzi, ani na samochody. Biegłam by jak najdalej uciec od moich bezsensownych myśli.
________________________________________________________________
Tada! Rozdział odrobinę szybciej iż jadę jutro na wycieczkę ; o Mam nadzieję, że spodoba się Wam "genialny" pomysł Zoey.
Pozdrawiam i widzimy się w sobote! ; *
Kocham Zoey i jej genialne pomysły! Ta dziewczyna jest moją idolką!!! Nie mam bladego pojęcia, skąd wykombinowały kitel w tak krótkim czasie, ale i tak je kocham! Obie! Nie lubię Kevina, więc mnie tam nie przeszkadza, że go upokorzyły.
OdpowiedzUsuńNiemniej jednak Leslie musiała poczuć się fatalnie, gdy okazało się, że chłopakowi oberwało się za nic. Chociaż ja podejrzewałam, że ta cała bójka to sprawka Nolana ;) Imponuje mi, nie powiem ;) Niemniej jednak słowa Kevina zabrzmiały tak gorzko, że aż zrobiło mi się przykro. Niby tylko odwołane kino, a zabolało...
Miłej wycieczki życzę i pozdrawiam cieplutko ;)
Jak zwykle zaległości. Zastanawiam się, czy uda mi się kiedyś wyjść na prostą.
OdpowiedzUsuńNawet sobie nie wyobrażam, co czuła Less, kiedy musiała kłamać przed pielęgniarką, że Kevin to jej chłopak. Fuuu :/
Nie wiem, jak Ty, ale ja bym tam nie chciała oglądać dupy tego kretyna :D Niemniej jednak kara zasłużona. Nie bronię tutaj Nolana, bo nie powinien go bić albo chociaż nie powinien go bić tak mocno, że aż karetka musiała przyjechać do szkoły, ale za podglądanie Leslie mu się należało ;) Chyba żadna dziewczyna by nie chciała, żeby chłopak z sąsiedztwa obserwował czy czasem nie zdejmuje stanika.
Co do końcówki to myślę, że L pobiegła do domu i teraz wpadnie w ramiona kochającego brata :)
Buziaki :*