środa, 30 kwietnia 2014

Godzina szczerości.

- Dlaczego przyszedłeś?
- Bo nasze mamy właśnie rozmawiają o naszej wielkiej przyjaźni, a ja w głębi duszy czuję, że jesteśmy sobie bliscy.
- Byliśmy - poprawiłam go. - Ty nie znasz mnie, ja nie znam ciebie. Po dzisiejszym dniu wnioskuję, że powinno tak pozostać - uśmiechnęłam się. - Trudno, ludzie się zmieniają czasami na lepsze czasami na gorsze. Niektórym te zmiany się podobają, innym nie, trudno - wzruszyłam ramionami.
- Nie prosiłem się o to. Chciałbym to pamiętać, chciałbym ciebie pamiętać!
- Ale nie pamiętasz. Nic z naszej więzi nie pozostało. Wypaliło się.
Wstałam by wrócić do domu, Nolan jednak przewidział co chcę zrobić i chwycił mnie za dłoń.
- Nie chcę żeby tak zostało.. - Wyszeptał.
- Nie rozumiesz tego? Ja się zmieniłam, nie pamiętasz mnie. Ty się zmieniłeś, nie jesteś już taki sam. Nie jesteś już moją Nelą - wyszeptałam.
- No i co z tego, to nie ma znaczenia. Jestem tu, właśnie teraz, tu, z tobą. Pomóż mi wrócić. Pomóż mi - spojrzał mi głęboko w oczy.
- Nie potrafię - czułam jak łzy napływają mi do oczu.
Nolan powoli zbliżył swoje usta do moich, zahipnotyzowana obserwowałam jego piękne wargi. Pocałuj mnie! Nie, nie, nie! Less co ty robisz!
- Proszę - wyszeptał lekko muskając moje usta.
Nie mogłam nic zrobić, skamieniałam. Nogi wrosły mi w ziemię. Tak nie może być. Nim pomyślałam moja dłoń już wylądowała z głośnym mlaśnięciem na jego policzku.
- Palant - wyszeptałam wymijając go. - Dziwisz się, że nie chcę mieć z tobą nic wspólnego.
Minęłam zainteresowanego Axela na progu.
- Na co się gapisz - wybuchłam.
- Na wielki powrót.
- Nie ma żadnego powrotu - zbolała spojrzałam na Nolana wchodząc do domu.
Zajrzałam do salonu, gdzie dorośli byli już pod wpływem babcinego bimbru, który dostaliśmy na czwartego lipca. Roześmiani wracali do wspomnień z lat liceum.
- Niestety źle się poczułam. Pójdę się już położyć - pocałowałam Jill w policzek cicho wychodząc z pokoju.
W swojej małej sypialni rzuciłam się na moje ogromne dwuosobowe łóżko. Samo w sobie było za duże na tak drobną dziewczynę jak ja, jednak biorąc pod uwagę to jak bardzo się rozpychałam i rozkopywałam w nocy, czasami lądując na podłodze, rodzice postanowili kupić mi idealne łóżko do moich nocnych akrobacji.
Na uszy założyłam malusieńkie słuchawki puszczając smutne piosenki Ellie Goulding. Wyciągnęłam swój gruby pamiętnik, który od razu otworzył się na kolarzu z moich zdjęć z Zoey. Widząc te fotografię, które mają w sobie tyle wspomnień przypomniałam sobie o wielkim pudle z rodzinnymi pamiątkami, które leżało gdzieś na dnie szafy. Znalazłam nasz stary album ze zdjęciami. Schowaliśmy go, gdy aparaty unowocześniono i nie były potrzebne klisze tylko małe karty. Odnalazłam wspólne zdjęcia z Nolanem, na jednym z nich byliśmy goli jak Pan Bóg nas stworzył. Na następnym bawiliśmy się w piaskownicy robiąc podziemny tunel próbując dotknąć się palcami. Tyle wspaniałych wspomnień. Pociągnęłam zawiedziona nosem.
Stronę w pamiętniku zatytułowałam Wielki powrót, powycinałam nasze wspólne zdjęcia w malutkie nic nie znaczące skrawki, przedstawiające zupełnie różne sytuacje.

Do miasta przyjechał Nolan z Jill. Już od samego początku wkurzył mnie swoją obecnością, gdy zachowywał się jakby mnie nie znał. Wielki wypadek, księżunia. Biedny ma amnezję. Może ją sobie głęboko wsadzić. Dobra! Wiem, że to nie jego wina, ale jestem zła! Bardzo zła! Jeden dzień, on się pojawia i wszystko w moim poukładanym życiu wywraca do góry nogami. Dowiedziałam się też, że moja kochana mama była świadoma ich wyjazdu te dziesięć lat temu, a na moich siódmych urodzinach zgrywała idiotkę. Żyć w niewiedzy tyle lat...
A co Nela zrobił dziesięć minut temu? Omal mnie pocałował. Zjawia się zupełnie obcy człowiek i rzuca mi się na usta. Bezczelność. On myśli, że rzucę mu się na szyję, bo wiem, że ma amnezję? Niedoczekanie. Nie chcę mieć z nim nic wspólnego!
 

Usłyszałam stłumione pukanie. Rzuciłam zeszyt na podłogę kładąc się na pościeli udając, że śpię.
- L?
To Axel.
Poczułam jak łóżko ugina się pod jego ciężarem. Dobiegło mnie kartkowanie mojego pamiętnika. Boże, jak mogłam tak o po prostu zrzucić go na ziemię?
Axel głośno wypuścił powietrze.
- Mała jest zakochana - wyszeptał sam do siebie.
Że ja?! Niech on mnie nie rozśmiesza! Że niby w Nolanie?! Śmieszniejszego żartu nie słyszałam!
- Nie walcz z nim - delikatnie pocałował mnie w głowę.

wtorek, 29 kwietnia 2014

Postanowienie!!!

No więc, jak wyżej mogłyście przeczytać, postanowiłam, że nastąpi pewna zmiana w dodawaniu rozdziałów!


POSTY BĘDĄ SIĘ POJAWIAĆ W SOBOTY I ŚRODY!
 
 
 
A więc, już jutro kolejny rozdział ;)
 
 
Przepraszam za wszelakie problemy związane z tą zmianą. Pozdrawiam!

sobota, 26 kwietnia 2014

Kolacja.

Załamana otarłam oczy. Wytarłam drżącymi rękami rozmazany tusz spod nich.
- Kochanie, tak bardzo mi przykro - mama powoli mnie objęła. - Teraz możecie zacząć od początku..
- Nie rozumiesz, że nie możemy? To już nie jest ta sama osoba.
- Minęło dziesięć lat. Nikt nie jest taki sam jak sprzed dziesięciu laty.
- Nie rozumiesz..
- Za godzinę powinni przyjść, dasz radę? - Zapytała lekko zaniepokojona. - Jak chcesz to poproszę tatę żeby z tobą porozmawiał wieczorem.
- Nie dzięki - pokręciłam głową. - Postaram się. Obiecuję, że nie zepsuję wieczoru.
- Nie chodzi mi o zepsucie wieczoru - szybko zapewniła. Ona sama w to nie wierzyła.
Uśmiechnęłam się pocieszająco. Mama wystarczająco uspokojona wybiegła z pokoju usprawiedliwiając się Axelem przy garnkach - co nie wróży niczego dobrego.
Cichutko pochlipując skierowałam się pod prysznic. Puściłam chłodną wodę od razu wchodząc pod strumień. Gdy tylko poczułam zimno na głowie i plecach odechciało mi się płakać. Woda zmyła smutek, zmęczenie i bezsilność jaką poczułam po wiadomości, którą rzuciła we mnie mama.
Porządnie wyszorowałam głowę moim ulubionym malinowym szamponem. Zupełnie odświeżona wróciłam do pokoju wyciągając letnią sukienkę w drobne kwiatuszki. Rozpuściłam wilgotne włosy pozwalając im powoli schnąć na ramionach. Czułam jak powoli skapują z nich ostatnie krople wody.
W skórę wtarłam brzoskwiniowy balsam, który wspaniale ujędrnił moje zgrabne ciało i uwydatnił letnią opaleniznę.
Z dołu dało się słyszeć ciągłą krzątaninę mamy i co jakiś czas jej krzyk na Axela, który najwyraźniej umierał z głodu. Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Głęboko westchnęłam zaciskając pięści powstrzymując się od łez, które właśnie teraz chciały poczuć wolność. Już całkowicie odprężona cicho zeszłam do przedpokoju gdzie właśnie rozbierała się Jill i odstawiony Nolan.
Stanęłam w progu szeroko się uśmiechając.
- Ciocia Jill, ile czasu minęło - podeszłam i lekko ją przytuliłam.
- Cześć Leslie! - Wykrzyknęła. - Ale się zmieniłaś - odepchnęła mnie na długość ramion, by porządnie mi się przyjrzeć. - No, no, no - zagwizdała. - Gdzie się podziała nasz pulchna marcheweczka?
- Odjechała razem z wami - mruknęłam.
- Mamo? - Zapytał Nolan. - Ciocia?
Stanęłam jak wryta patrząc na zaniepokojonego chłopaka.
- Tak, Nolan - smutno się uśmiechnęła. - Pamiętasz Leslie?
Nela odwrócił wzrok bacznie mnie obserwując.
- Nie, przykro mi - wyszeptał.
Maleńka iskierka nadziei od razu zgasła, mimo to uśmiechnęłam się.
- Jestem Leslie - wyciągnęłam pewna dłoń.
- Nolan - ucałował ją niczym dżentelmen. - W końcu wiem jak się nazywasz - szepnął.
Ciepło się uśmiechnęłam.
- Mama już chyba nakryła do stołu, wchodźcie.
Jill pewnie ruszyła by przywitać się z tatą i Axelem. Nolan nagle chwycił mnie za łokieć powstrzymując mnie od dalszego posuwania się na przód.
- Co jest?
- Wiedziałem, że skądś cię kojarze, jednak nie mogłem poskładać faktów.
- W porządku - uśmiechnęłam się.
- Ale..
- Powiedziałam, że jest w porządku! - Warknęłam.
- Przykro mi - wyszeptał.
Stanęłam jak wryta, po chwili namysłu odwróciłam się w jego stronę niebezpiecznie blisko do niego podchodząc.
- Wiesz co? To mi było przykro. Było mi przykro gdy widziałam cię odjeżdżającego. Zostawiającego mnie tam na tym pieprzonym podjeździe - wskazałam na drzwi.
Niekontrolowany przypływ emocji wywołał nienaturalny szloch, który przerodził się w cichą histerię.
- Przepraszam - niepewnie mnie przytulił. - Prawie w ogóle cię nie pamiętam, ale już cię lubię.
- To bez znaczenia - lekko go od siebie odepchnęłam. - Kolacja na stole.
Cicho siadając przy stole czułam wywiercające dziurę w plecach spojrzenie Nolana.
- Nolan! - Wykrzyknęła mama, podbiegając by go przytulić. - Wyprzystojniałeś malutki.
- Em, dziękuję? - zażenowany przejechał dłonią po włosach.
- Siadajcie, kochani - zażądała mama. - Niestety na co dzień nie gotuję - przepraszająco spojrzała na mnie i Axela. - Mam jednak nadzieję, że będzie wam smakowało.
Na stół wyłożyła parujące ziemniaki polane masłem i indyka prosto z piekarnika.
- W końcu! Boże, dziękuję Ci! - Wykrzyknął Axel rzucając się na półmiski.
- Synu, maniery - tata opuścił zrezygnowany ręce.
- O tej porze już dawno jestem po jedzeniu - wybełkotał Axel.
Mama pokręciła zażenowana głową.
- No nic - zaczęła. - Gdzie byliście i co robiliście? Opowiadajcie.
- Wylądowaliśmy na Florydzie. Pamiętasz Amara, prawda? - Mama kiwnęła krótko głową. - No więc wprowadziliśmy się do niego i po dwóch latach się rozeszliśmy - kątem oka spojrzała na zajadającego ziemniaki Nolana. - A potem to byliśmy i tu i tam - wzruszyła ramionami z udawaną nonszalancją. - Aż trafiliśmy tutaj.
- I bardzo dobrze! Dzieci były nierozłączne. L strasznie przeżyła wasz wyjazd - spojrzała znacząco na Nolana.
- Mamo! - Upuściłam widelec. - Mogłabyś czasami przemilczeć niektóre rzeczy? Tak jak to zrobiłaś z ich wyjazdem?
- Leslie, proszę cię..
Cala złość ze mnie wyparowała gdy zobaczyłam zbolałą minę Neli. Wyglądał prawie tak samo jak sprzed dziesięciu laty.
- Myślę, że macie ze sobą dużo do wyjaśnienia - odparła mama.
- Stu procentowo się zgadzam - poparła ją Jill.
Nie usłyszałam dalszej rozmowy gdyż zdążyłam uciec przed dom. Usiadłam na krawężniku wpatrując się w okna Kevina. Ma takie spokojne życie. Tak jak ja zaledwie wczoraj. Wszystko się zepsuło wraz z przyjazdem Nolana.
- Czemu żeś się pojawił! - Krzyknęłam w ciemność.
- Możemy się w końcu dogadać? - odparł z progu domku.

sobota, 19 kwietnia 2014

Dobij mnie jeszcze mocniej.

Przez resztę zajęć nie wpadłam na Nolana, całe szczęście. Przy drzwiach złapałam Axela oznajmiając Cassie, że go porywam ani on ani ona nie byli zadowoleni.
- Czy ty musisz mi psuć dzień? - Zapytał oburzony.
- Przepraszam bardzo, że czasami potrzebuję brata.
Przeciągle westchnął zabierając mi torbę. Nawet z damską torbą wyglądał dobrze. Nie dziwię się, że wszystkie dziewczyny tak się nim zachwycają choć jest to obrzydliwe wiedząc, że w piątej klasie brał udział w konkursie na najgłośniejsze beknięcie albo pierdzenie do słoików z kolegami.
- Widziałam, że byłeś w Subwayu z Cassie i Nolanem.
- Ah, to tak się sprawy mają - roześmiał się.
- Nieważne, zapomnij - machnęłam ręką od razu przyspieszając.
- Ej no! - Szybko do mnie podbiegł łapiąc mnie w pasie brutalnie mną zarzucając sobie na plecy. - Nie obrażaj się.
- Kretynie, puść mnie - wysyczałam.
- Chciałaś brata to teraz nie marudź - posłał mi urocze spojrzenie spod grzywki.
On potrafi mnie rozbroić, głośno westchnęłam okazując mu swoją pogardę.  Mocno się do niego przytuliłam oplatając go nogami.
- Bierz te giry!
- Spadaj.
- Dobra, nieważne. Mów co z panem przystojnym.
- Nie pamięta mnie.. - Wyszeptałam. - Pamiętasz jaki mieliśmy kontakt. Byliśmy nierozłączni, a on teraz się pojawia i lata za wami jaki piesek, a mnie nie poznaje.
- Nie powiesz mi chyba, że jesteś zazdrosna o Cassie, która jest jego kuzynką.
- Nic nie rozumiesz - jęknęłam.
- On cię pamięta - cicho powiedział.
- Co? - Podniosłam z nadzieją głowę.
- On musi cię pamiętać. Przez cały dzień jak z nami chodził przypomniał sobie o mnie i o jakiejś Lisie, skojarzyłem, że chodzi o ciebie, ale coś mi nie grało. Cass nic nie chciała mi powiedzieć - wzruszył ramionami powodując trzęsienie swojego tłustego cielska.
- Tak, skop mnie jeszcze bardziej - mruknęłam. - Lisa. Boże...
- Jest jakaś nadzieja, ale coś tu nie pasuje.
Dotarliśmy na podjazd naszego malutkiego domku, samochód mamy już tam stał.
- Co mama robi w domu przed dziewiętnastą? I to grubo przed nią...
- Coś się musiało stać - odparł zdenerwowany Axel.
Nie czekając na moje dalsze słowa zrzucił mnie z pleców, a ja tyłkiem zaryłam o chodnik. Dobiegł mnie śmiech Kevina mieszkającego na przeciwko.
- Wal się! - Krzyknęłam pokazując mu środkowy palec.
Rozmasowując siedzenie znowu pomyślałam o tym jak to fajnie byłoby być jedynaczką. Z drugiej jednak strony nie byłoby wtyki ani nikogo komu można by było się wyżalić.
Skrzywiona z bólu przekroczyłam próg, od razu poczułam nienaturalny zapach. Zapach gotowanego jedzenia. Świeżego jedzenia. Od parunastu tygodni nauczyliśmy się z Axelem wyłudzać pieniądze od rodziców, które zostawialiśmy na popołudnie gdy to żadnemu z nas nie chciało się gotować, a mówiąc nas mam na myśli siebie. Po szkole więc włączaliśmy powtórki przyjaciół i widelcami zajadaliśmy chińszczyznę.
- Cześć mamo.. Co się stało?
Axel spojrzał na mnie zaniepokojonym spojrzeniem, mama jednak wydawała się strasznie podniecona.
- Pamiętasz ciocię Jill? Pamiętasz Nolana? Wrócili do miasta! - Wykrzyczała zachwycona.
- Wiem, miałam z nim literaturę, ale czy to powód do zrywania się z pracy i gotowania? - Zapytałam niewzruszona.
Axel odwrócił zmieszany wzrok, mama milczała.
- Co jest?
- Przychodzą do nas na kolację - wzruszyła ramionami nadal drżącymi z podniecenia. - Tata wróci dzisiaj wcześniej, musiał odwołać trzy wizyty, ale w końcu dzisiaj jest ważny dzień.
Zamarłam. Miałam nadzieję, że ten koszmarny dzień zakończy się w chwili przekroczenia progu, a tu proszę policzek wymierzony przez własną matkę.
- Zajebiście! - Krzyknęłam i uciekłam do swojego pokoju mocno trzaskając drzwiami.
Rzuciłam się na łóżko wybuchając płaczem. W szkole mogłam go unikać, mogłam odburkiwać na jego głupie zaczepki, ale w domu nie dało się uniknąć rozmowy, tym bardziej, że ojciec jest psychiatrą. Rozmowa potrafi uleczyć najbardziej zaniedbaną duszę - pieprzenie.
Rozległo się pukanie do drzwi.
- Idź sobie!
Drzwi otworzyły się na oścież zaraz zamykając się po cichutku.
- Posuń się - mama klepnęła mnie w pośladek.
- Auć - wysapałam robiąc jej miejsce.
Mama położyła się koło mnie obejmując mnie jednym ramieniem.
- Chcesz pogadać?
- Nie.
- Rozmowa potrafi uleczyć...
- Przestań pieprzyć te farmazony. Stek bzdur, którymi ojciec karmi tych chorych biedaków.
- L ponosi cię - ostrzegła mama.
- Powiedz mi, co cię skłoniło do zaproszenia ich na kolację? Wyjechali z dnia na dzień nic nam nawet o tym nie wspominając.. - Mama odwróciła zmieszana wzrok. - Czekaj, czekaj. Ty wiedziałaś, że oni wyjeżdżają, byłaś tego świadoma gdy na urodzinach powiedziałaś, że jeszcze się nie zjawili.
- Przykro mi kochanie.
- Przykro ci?! Straciłam najlepszego przyjaciela na tyle lat, a ty po prostu odwracałaś moją uwagę od tęsknoty za nim, a teraz on się pojawia i dostaję policzek od życia, gdy Nolan mnie nie poznaje! Dziękuję ci bardzo - teatralnie jej się ukłoniłam.
- Nie bądź bezczelna.
- Będę, wkurzasz mnie!
- Nolan miał wypadek.
Zatrzymałam się na środku pokoju wpatrując się w nią niewidzącym wzrokiem.
- Co? - Tępo zapytałam.
- Przez te dziesięć lat ja i Jill byłyśmy w stałym kontakcie...
- Co ty powiedziałaś?! Ani razu nie pozwoliłaś mi z nim porozmawiać?!
- Daj mi skończyć! - Opadłam zrezygnowana na podłogę opuszczając smutna głowę. - Kiedy Nolan miał dziesięć lat jechał samochodem z byłym partnerem Jill, mieli wypadek. Nolan doznał tak poważnego urazu głowy, że dostał całkowitej amnezji. Po roku przypomniał sobie kim jest Jill i co się wydarzyło. Reszta wracała częściowo bez wielu szczegółów. Nadal pracuje nad tym by jak najwięcej się o sobie dowiedzieć. Między innymi dlatego tu wrócili. Utracił praktycznie całego siebie, Leslie. On może cię kojarzyć, ale jak na razie powracają do niego jedynie pojedyncze przebłyski. Przykro mi kochanie.
Nawet nie wiedziałam, że łzy spływają mi po twarzy, raz po raz je wycierałam, ale było ich za wiele. Poddałam się zamykając oczy i zanosząc się płaczem.
- Cud, że przeżył - smutno się uśmiechnęła.
_____________________________________________________

Mimo, że rozdział należy do tych smutnych to życzę wam wszystkiego co najlepsze a przede wszystkim weny i uśmiechu na twarzy!

sobota, 12 kwietnia 2014

Przeszłość wraca jak boomerang.

Głośny dzwonek na korytarzu okazał się moim wybawieniem, szybko wyszłam z klasy. Jednak nie wystarczająco szybko.
- Ej!
Niechętnie zatrzymałam się wiedząc, że to do mnie.
- Przepraszam, ale nauczyciel kazał ci przekazać, że masz być moim przewodnikiem - odezwał się pewnie Nolan.
- Tak? Który? - Założyłam ręce na piersi.
- No Schmitt oczywiście - krzywo się uśmiechnął.
- A to ciekawe, nie przypominam sobie żeby facet od literatury miał prawo wydawać mi takie polecenia - uniosłam zadziornie brew.
- Jestem Nolan - wyciągnął dłoń w moją stronę.
- Wiem.
Chłopak zmarszczył brew.
- Kawiarnia? - Przypomniałam przewracając teatralnie oczami.
- Ah, tak pani od zbitych filiżanek.
- Tak właśnie. Sorry, spieszę się - zręcznie go wyminęłam.
On naprawdę mnie nie pamięta! Co z nim jest nie tak?!
- Jak ci na imię?! - Usłyszałam za sobą jego donośny głos.
- Srak - mruknęłam pod nosem.
Szybko pomknęłam w stronę wyjścia ze szkoły. Dziedziniec był oblegany przez praktycznie całą szkołę. Początek października okazał się bardzo ciepły biorąc pod uwagę jesień w Nowym Yorku.
Położyłam się na zielonej trawie wpatrując się w niebieskie niebo, po którym płynęły pojedyncze chmury.
- Hej, Less. Bawimy się w kształty? - Położyła się koło mnie Zo.
- Ok. Tam - wskazałam palcem na ogromną chmurę. - Tam jest chmura.
- Jesteś beznadziejna - oburzyła się.
- I tak mnie kochasz - roześmiałam się.
- Sama się sobie dziwię.
- Jak tam poranek z moim braciszkiem? - Poruszyłam znacząco brwiami.
- A zwyczajnie - wzruszyła ramionami.
Ale kłamca, w środku skacze z radości, a teraz się zgrywa ta mała łajza.
- Nie kłam.
- No nie kłamię. Cały czas siedział na telefonie gadając z Cassie - odwróciła zmieszana wzrok. - Niedługo potem zawitała do "Choco loco" i wraz z tym nowym poszli do szkoły. Pożegnał się i poszedł przytulając Cass.
- Przykro mi - posmutniałam.
- A tak poza tym, to ten koleś od dziewczyny twojego brata jest całkiem fajny i z tego co widziałam miał z tobą literaturę.
- Niestety.
- Co?
- Nie, nic - uśmiechnęłam się.
- Idziemy do Subway?
- O tak! Umieram z głodu - wstałam pomagając podnieść się przyjaciółce. - Nowe buty?
Zoey posiada chyba milion butów przeróżnej maści, zaczynając na klapkach, a kończąc na naprawdę wysokich szpilkach. Dzisiaj jej stopy zdobiły złote sandałki na płaskim obcasie - wyglądały idealnie przy jej długich nogach, na które założyła dzisiaj czarne, sztruksowe spodenki. Jej płaski brzuch opinała szaro-złota bluzeczka na ramiączkach. Malutkie cekiny tworzyły dziwne zawijasy na jej topie. Byłyśmy z Zoey tak do siebie podobne, że niektórzy nauczyciele brali nas za bliźniaczki, różniły nas jedynie policzki i kolor włosów. Zoey miała blond, prawie przezroczyste loczki i płaskie policzki, natomiast moje kości policzkowe były uroczo zarysowane, a gdy się uśmiechałam pojawiały się w nich malutkie dołeczki.
- Tak, kupiłam je na przecenie w Century 21. Normalnie zakochałam się jak tylko je zobaczyłam, a tatuś strasznie zabiegający o względy swojej obrażonej córki nie żałował pieniążków - wzięła mnie pod rękę kierując się do Subway'a.
- Jesteś okropna, ten człowiek na tobie zbankrutuje nadal myśląc, że nie chcesz mieć z nim nic wspólnego - roześmiałam się.
- Należy mu się - poważnie odparła.
Ojciec Zo zostawił ją i jej mamę gdy miała trzynaście lat, zostawił je dla jakiejś długonogiej cizi niewiele starszej od nas. Można to tłumaczyć kryzysem wieku średniego, ale zostawiając żonę w ogromnym domu bez grosza jest totalną bezczelnością. Blondyna zostawiła go po roku małżeństwa sądząc się z nim o majątek, który podobno jej się należał. Zoey okazywała mu tyle pogardy ile tylko mogła wyłudzając co jakiś czas od niego pieniądze wytykając mu błędy, które popełnił.
- Wiem, wiem, ale Martina chyba wystarczająco go męczy tymi sądami - przypomniałam.
- Nie wystarczająco - odparła z bezczelnym uśmieszkiem. - Jeszcze trochę się poznęcam.
Usiadłyśmy w fast foodzie tuż przy oknie obserwując nowojorski chaos. Zawsze zaczynałyśmy oglądać przechodniów od butów, jeśli nam się spodobały jechałyśmy wzrokiem wyżej i tak z każdą częścią garderoby.
Zoey jako wegetarianka zamówiła zwykłą kanapkę z jajkiem, zawsze się z niej śmiałam, że jest królikiem, a ona za każdym razem poruszała drobnym noskiem jak to zwierzę.
- Zaczniesz w końcu jeść mięso? - Zapytałam po czym wgryzłam się w solidną kanapkę z bekonem.
- Po moim trupie - odparła wyciągając drobne cząsteczki szynki z wnętrza swojej bułki.
- Mogę to załatwić - zaoferowałam się.
Poczułam przyklejającą się szynkę do mojego policzka.
- Lubisz mięsko to masz - uśmiechnęła się Zoey.
- Coś bym ci powiedziała - zaczęłam wycierać brudny policzek od sosu.
Zoey nagle zamilkła wpatrując się gdzieś nad moim ramieniem. Zaciekawiona powiodłam za jej wzrokiem od razu odwracając się i zaczynając zbierać śmieci po kanapkach.
- Co ty robisz? - Zapytała Zo nieobecna koło mnie tylko przy Axelu.
- Spieszę się do szkoły zapomniałam książki od literatury z sali - chwyciłam torbę zarzucając ją na ramię.
Odwracając się wpadłam na Nolana.
- Uważaj - zaśmiał się.
- Na co? - Zmarszczyłam brwi.
- Od samego rana na mnie wpadasz.
- Chciałbyś. Spieszę się... - chwycił mnie za ramię.
- Zawsze się spieszysz gdy rozmawiamy.
- Ironia losu - założyłam ręce na piersi.
- Czas to zmienić - postanowił z bezczelnym uśmiechem.
- Niedoczekanie - odparowałam przepychając się w stronę wyjścia.
- Axel! - Pomachałam w stronę brata.
- Co jest szczurze?
- Zamknij się. Masz jakiś hajs?
- Przecież sama stawiałaś mi rano kawę - warknął. - Której zresztą nie wypiłem...
Wyleciałam z knajpy całkowicie rozstrojona. To nie ten sam Nolan, to nie moja Nela. Ten chłopak to bezczelny i zbyt pewny siebie cham, a moja Nela była urocza, kochana i opiekuńcza. Ale co ja porównuję... Minęło dziesięć lat, nie mogę oczekiwać od mojego starego przyjaciela, że będzie taki sam jak wcześniej. To tak jakby powiedzieć, że warcaby mojej mamy, które leżą na strychu są takie same jak nowe, które dostaliśmy pod choinkę. Polegają na tym samym, wyglądają podobnie, ale to totalnie dwie różne rzeczy. Nigdy nie będzie takich samych warcab jak te mojej mamy. Wspomnienia bolą gdy widzę "nowego" Nolana.
Wracając na ziemię rozejrzałam się dookoła nie wiedząc gdzie dotarłam. Znajdowałam się przed starym domkiem gdzie dziesięć lat temu mieszkała Nela z mamą i babcią, która nadal tu mieszka.
Powoli weszłam na werandę i usiadłam na huśtawce, na której przytuleni zasypialiśmy letnimi wieczorami. Poczułam jak znowu zbiera mi się na płacz. Nagle tyle wspomnień powróciło, wspomnień, o których istnieniu nawet nie wiedziałam.
- Leslie? - Usłyszałam zachrypnięty głos pani Moll - babci Nolana.
- Dzień dobry - uśmiechnęłam się ocierając łzy z twarzy. - Ja przepraszam, nie wiem jak tu trafiłam.
- Nic się nie stało słoneczko. Ale się zmieniłaś - staruszka objęła mnie kościstym ramieniem.
- Nie tylko ja - zaszlochałam. - On mnie nie pamięta...
- Przypomni sobie. Ja to wiem - pocieszyła mnie.
- Nie wie tego pani. Ale może to i lepiej? Może to znaczy, że nasza przyjaźń nie była warta zapamiętania.
- Nie warta? Dziecko wy się razem kąpaliście, spaliście i jedliście sobie z rąk, to było małżeństwo. Jedynie minęło bardzo dużo czasu Lisli - krzywo się uśmiechnęła.
- Nela tak mnie nazywał - uśmiechnęłam się przez łzy. - Oni tutaj mieszkają?
- Nie - pokręciła głową. - Mają domek na jakimś strzeżonym osiedlu. Nowoczesność.
Roześmiałam się.
Grzecznie się pożegnałam oferując, że wpadnę w weekend i pomogę staruszce posprzątać. Ochoczo się zgodziła, nigdy nie mogłam zaproponować pomocy swoim dziadkom, bo nigdy ich nie poznałam, zmarli jak byłam malutka.
Powoli wróciłam do szkoły, akurat trafiłam na samiusieńki dzwonek na lekcję. Multum roześmianych ludzi kierowało się w stronę dziedzińca szkoły. Spotkałam Leo, który szedł flirtując z Markiem, który był zupełnie nieświadomy homoseksualizmu Leo. Tak naprawdę tylko ja o tym wiedziałam gdy go o to pytałam oczywiście zaprzeczał, ale ludzie mojego pokroju byli cichymi obserwatorami, zawsze wiedzieli najwięcej, a mówili najmniej.
- Leo, na łacinie siedzisz ze mną czy z Markiem? - Zapytałam unosząc jedną brew z chytrym uśmieszkiem na twarzy.
- Z tobą, L - odparł zawstydzony Leo robiąc się cały czerwony na twarzy.
- Okey, widzimy się w sali - pocałowałam go w policzek.
- Szczęściarz - mruknął Mark.
Roześmiałam się widząc zagubienie na twarzy Lea. Niestety biedaczek ma pecha, u nas w szkole nie ma więcej ani jednego geja. Szybkim krokiem skierowałam się do szafki.
- dwa osiem trzy pięć - wyszeptałam.
Kłódka puściła, wyciągnęłam grubą książkę od łaciny, która od razu wyleciała mi z rąk. Zacisnęłam powieki przygotowując się na uderzenie o ziemię.
- Nie ma za co.
Przeciągle westchnęłam wiedząc kto uratował ogromny tom. Zacisnęłam zęby uśmiechając się na siłę.
- Czemu taka jesteś? - Zapytał Nolan.
- Jaka? - Burknęłam zatrzaskując szafkę.
- Taka - wskazał na mnie. - Oschła, niemiła. Nic ci nie zrobiłem.
- Chcesz wiedzieć dlaczego? - Odrobinę się do niego zbliżyłam.
Kiwnął głową.
- W końcu sam się domyślisz - słodko się uśmiechnęłam.

sobota, 5 kwietnia 2014

Może być jeszcze gorzej?

- Znamy się? - Chłopak zmarszczył brwi okazując się jeszcze bardziej przystojnym.
Mimo tego co właśnie chciałam powiedzieć pokręciłam przecząco głową. Czułam jak dobre samopoczucie zostaje stłumione przez żal do niebieskookiego, lekko się uśmiechnęłam. On mnie nie pamięta. Znamy się od zawsze, a Nolan pojawia się i nie poznaje mnie. Byliśmy takim małżeństwem piaskownicy, a teraz wszystko pękło jak bańka mydlana - rozwód.
Rozumiem, że się zmieniłam, moje niegdyś ognisto rude włosy ściemniały praktycznie w całości do kasztanowego brązu, a pączek z kurzymi nóżkami zmienił się w smukłą, długonogą dziewczynę. Od brzydkiego kaczątka do łabędzia. Nie uważam się ani za ładną ani za brzydką, jestem po prostu przeciętna. Nolan jednak pozostał dziecinnie uroczy, czekoladowa czupryna nadal lekko opadała na te przepiękne, akwamarynowe oczy. Gdyby nie to, że urósł mogłabym go nazwać Nelą, jak to miałam w zwyczaju za małolata. Oczywiście nie przeoczyłam idealnie zarysowanych mięśni brzucha idealnie podkreślonych przez ten obcisły podkoszulek. Wyprzystojniał.
- Wszystko w porządku? - Chłopak zaczął machać przed moimi oczami.
- Hm? - Oprzytomniałam. - Tak, dlaczego pytasz?
- Bo wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha - dźwięcznie się roześmiał.
- Tak właśnie się stało - mruknęłam wymijając go.
- Co?
- Nic, nic. Miłego dnia - pomachałam mu siadając już na kolanach Axela.
- Kto to? - Zapytał podejrzliwie. - Widocznie jakieś "ciacho". Mam nadzieję, że rzeczywiście nim jest, bo moja czarna kawa jest rozlana.
Spojrzałam w chwilowym milczeniu wpatrując się w brata.
- Axel, to był Nolan, kuzyn Cassie.
- O kurwa! Muszę go zobaczyć! - Już chciał mnie zrzucić z kolan gdy zobaczył mój wzrok. - Co jest mała?
- Nic mu nie mów, że wszyscy się znamy, zaprzeczyłam gdy o to zapytał. Mnie nie pamięta, ciebie pewnie tym bardziej - wzruszyłam ramionami. - Straciłam ochotę na kawę, idę stąd. Widzimy się w szkole - pomachałam przyjaciołom z przesadnym uśmiechem.
- Idziemy z tobą - zaofiarowała się Zo.
- Nie, dzięki. Chcę pobyć sama.
- Jesteś pewna?
- Jak najbardziej - uśmiechnęłam się.
Na odchodne tęsknie spojrzałam w stronę byłego przyjaciela, a Axelowi posłałam mordercze spojrzenie, powinien zrozumieć.
Skierowałam się w stronę rzeki, usiadłam na murku wpatrując się w brudną wodę. Bawiłam się tu z Nolanem gdy nasze mamy były święcie przekonane, że jesteśmy na placu zabaw. Łowiliśmy tu naprawdę drobne rybki. Przy mieliźnie starałam się znaleźć śliczne kamyczki, które mogłabym namalować, ale nigdy nie trafiłam na nic wyjątkowego. Wszystkie były takie same brudne, brzydkie i nijakie żaden z nich nie był inny, wyjątkowy.
Przejechałam dłonią po powierzchni i spoglądałam jak kropla po kropli spływa z mojej dłoni.
Spojrzałam na zegarek, w pół do dziewiątej. Właśnie trwała pierwsza lekcja. Następna jest literatura.
Pierwszy rok równa się poezji, drugi powieściom, trzeci powtórkom.
Zdążę jeszcze odrobinę odpocząć, trochę oczyścić umysł. Położyłam się na wilgotnej jeszcze od porannej rosy trawie. Pod głowę włożyłam sobie szmacianą torbę, którą noszę do szkoły.
Wyobraziłam sobie, że ten poranek wygląda zupełnie inaczej. Nolan mnie rozpoznaje i mocno mnie przytula jak za dawnych lat. Nigdy nie zapomnę jak gonił mnie z długonogim pająkiem w ręku, jednak gdy się popłakałam, zgniótł go piętą i chciał mnie przytulić na zgodę, a ja wtedy kazałam mu umyć ręce. Ile ja bym dała, żeby teraz po prostu przyszedł i mnie objął. Przez te dziesięć lat ani razu o nim nie pomyślałam. Dziecku dużo nie potrzeba do zajęcia uwagi, ale teraz gdy go widziałam powróciły wspomnienia i żal, który powinnam czuć gdy odjechał. Otworzyłam powoli oczy chroniąc je dłonią przed zbyt natrętnymi promieniami słońca. Spojrzałam zaspana na zegarek - ósma pięćdziesiąt osiem.
- Szlag! - Zaklęłam.
Szybko pobiegłam do szkoły, do której teraz miałam jeszcze dalej niż zwykle. Czemu nie mogę wyczarować skrzydeł?
- Przepraszam! - Wpadłam zadyszana do sali pana Schmitt'a. - Przepraszam za spóźnienie. Bardzo przepraszam - wysapałam opierając się dłońmi o kolana.
- W porządku panno Brown - kiwnął głową. - Dopiero zaczynamy. Siadaj na miejsce.
W sali nastała cisza przerywana jedynie moim sapaniem.
- A więc, dzisiaj Austria! Kto wymieni mi austriackich poetów? Morgan, może ty.
- A może nie? - Odparła zrezygnowana dziewczyna.
- Nie dyskutuj.
Dziewczyna przecigle westchnęła.
- Kafka i Kubin! - Wyrwało się Ann.
Ona wiedziała wszystko, przewróciłam oczami.
- Panno Fitz! Bardzo dobrze, ale proszę mi się nie wtrącać! - Burknął nauczyciel.
- Przepraszam - wyszeptała dziewczyna.
- Właśnie miałam podać te nazwiska, ale niestety wyprzedziła mnie Ann - uśmiechnęła się Morgan.
- Nieważne - Schmitt machnął ręką, a w sali rozległ się tubalny śmiech. - Dzisiaj bierzemy na tapetę kogoś zupełnie z innej bajki. Rilke!
- Rilke?
- Tak właśnie - nauczyciel zatarł dłońmi. - Otwieramy książki na stronie.. - przekartkował malutki podręcznik. - Dwusetna strona mili państwo!
Posłusznie uchyliłam książkę, strona dwusetna - portret mężczyzny. Mimo, że nazywał się Maria nadal był mężczyzną.
- Pedał - pisnął Branch z końca sali.
- Panie Rit, nie obrażaj pan dumy poezji, bo ktoś obrazi dumę sportu i będę to ja - spojrzał na niego znad okularów.
- "Każda miłość wymaga zbyt wielkich trudów, to ciężar ponad siły, tylko w miłości do Boga odnajdujemy lekkość i wytchnienie." - Przeczytałam cicho pod nosem, zmarszczyłam brwi. Nim się obejrzałam moja ręka wyfrunęła do góry.
- Tak, panno Brown?
- Em, przepraszam, ale to jest cytat, nie wiersz. Nasz materiał jest opracowany na poezji...
Nauczyciel podparł brodę na pięści przyglądając mi się w zupełnym milczeniu, klasa zamarła.
- Gratuluję spostrzegawczości, Leslie - pokiwał głową. - Ale niestety muszę cię zmartwić. Poezja to nie tylko uczuciowe wierszyki mówiące o tragediach, przeżyciach czy szczęściu, a nawet opracowanych na pytaniach retorycznych. Piękno poezji możemy także odnaleźć w tak krótkich cytatach, trzeba tylko umieć znaleźć to piękno.
Spuściłam zażenowana głowę.
- Trzeba się wczuć w autora, trzeba poczuć jego intencję tych przemyśleń. Musimy stać się autorem, rozważyć za i przeciw jego uczuciom jakby były nasze - odezwał się znajomy głos z tyłu sali.
- Bardzo dobrze panie... - Schmitt spojrzał na małą karteczkę, która leżała przed nim. - Panie Carry.
Odwróciłam się nieśmiało w stronę pana Carrego.
- Wystarczy Nolan - zatrzymał na mnie wzrok zadziornie mrugając jednym okiem.